11 dni za mna i 2.6 kg mniej, to ponad 10% utraconego celu. Jedna dziesiąta za mna w 11 dni. Brawo!!!! Ciekawe, jak pojdzie dalej.
Wczoraj na urodzinach syna musialam zjesc kawalek ciasta, ale swiadomie. Obcielam przekaske poobiednia a na kolacje zjadlam garsc baby marchewek i poszlam na spacer na ekliptyk na 60min; Cwiczac ogladalam reportaz "10 rzeczy, ktorych nie wiecie o odchudzaniu". To co najciekawsze:
1.jesc na malych talerzykach- zawsze zjadamy 20-35% mniej!
2.dowiedzialam sie, ze jak trenuję spalam tłuszczyk- ale w czasie samego treningu niewiele, okolo 4 krotnie wiecej spala sie potem w czasie spoczynku po wysiłku, metabolizm przyspiesza i wtedy wlasnie spala sie nasze sadełko. Badano ochotnikow fizyko-chemicznie w czasie i po treningach, wszystko przekonywujące.
3.dodając 10% protein więcej do posiłku, czujemy się dłużej syci i nie mamy napadów głodu ( Porównywali 3 pracowników fizycznych, dietetyk przygotowywal im sam potrawy: jeden 10% wiecej węglowodanów, drugi 10% wiecej tłuszczu, trzeci 10% wiecej protein na śniadanie; Ten , który zjadl 10% wiecej protein, był dlużej syty i zjadł też mniejkalorii na lunch)
4. Zupy jesc najlepiej zmiksowane!!! Zostajemy dłużej syci. Woda z zupy niezmiksowanej opuszcza zołądek szybko, który sie kurczy i po 2 h czujemy głod.
Zmiksowana pozostaje w zołądku jako papka dłużej i głod poczujemy dopiero po 4h.
Badanie było wykonywane na 2 grupach żołnierzy, robiono im tez usg, żeby sprawdzić zapełnienie żołądka.Zmiksowana zupa na papkę dala całej grupie sytość na 2h dłużej w porównaniu z grupą zupa niezmiksowana.
5. Żeby schudnąc trzeba jesc, ale wlasciwie. Jesli opuscimy posiłek, nasz mózg reaguje bardzo aktywnie na obrazy i myśli o potrawach wysokokalorycznych, zeby uzupełnic stratę. Głodówki i opuszczanie posiłkow to niewłasciwe podejscie do diety.
Reszty punktow nie pamiętam,ale musze przyznac,ze od czasu jak zaczęłam dietę, coś w moim móżgu się poprzestawiało. Własciwie nie jestem głodna, nie mam napadów głodu, nie myszkuję po lodowce i szafkach, przestrzegam godzin, kalorii i punktow- staram sie. Pewnie nie jest to idealne, ale to drastyczna róznica w robieniu wszystkiego SWIADOMIE.
Cwiczę to, co proponuje Vitalia, plus skalpel 2 razy w tyg, raz joga i prawie codziennie ekliptyk ok 40 min jako spacer. I kocham to. Tylko 1 dnia nie robilam nic jak zalecano ( 1 dzien w tyg), ale drugiego dnia mialam lenia i tez nic nie zrobilam.
Czuje sie lzej, zgubilam chyba te 2.6 kg z brzucha, nieco z ud i pośladków. Moje ramiona ja jakby nieco wymodelowane, albo to siła sugestii, bo chcę je takie widzieć. Smile. Oczywiście wiele do zrobienia wciąż pozostało...ale juz COS widac! Kupilam tez krem rozgrzewajacy na cellulit i modelujacy Eveline z kofeina. Milo mnie rozgrzewa, jak mi zimno. I po prysznicu tez go wcieram w biodra, brzuch, talie , uda i ramiona. Wole rozgrzewajacy niz chlodzacy, bo czasem mi zimno jak jestem na diecie. Zwykle na diecie mam zimne stopy i dłonie, zwlaszcza przed treningami. Po cwiczeniach sie rozgrzewam.
Dzialam dalej i mam wiecej checi. Na poczatku zaczełam bardziej na zasadzie, że chyba chcę, spróbuję; Ale jak się je świadomie i ćwiczy- to widać MOZNA! I wcale mnie te 11 dni nie kosztowały tyle wysiłku. Wszystko robię z radością.
PS; tylko okazalo sie, ze zrobilam zle pomiary na poczatku. Moja miarka ma ok 2 cm zapasu przed ZEREM , a ja mierzylam od poczatku, wiec powinno wszedzie byc 2 cm wiecej. Do dzisiejszego mierzenia nie dodalam tych 2 cm wszedie, bo przeciez nie przytylam...bedzie mierzyc dlaej z tym samym błedem, zeby widziec efekty. Ale na razie na miarce nic sie nie zmieniło.
Powiedziałam najbliższym przyjaciołom o diecie, mąż i mama wspierają mnie najbardziej i codziennie. I cieszą się każdym moim najmniejszym sukcesem. Synek powiedział, ze nie jestem aż taka gruba, ale jakbym schudła, byłoby fajnie. Ale powiedział, ze będzie kochał mnie tak samo. Słodki.
Dzień ok, popołudniowa przekąskę opuściłam, zrobiliśmy sobie z synkiem drzemkę i czuję się wspaniale. Obudziłam się głodna. Od dawna nie czułam głodu. Zwykle jadłam często i ciągle, zanim jeszcze w ogóle byłam głodna! Jestem zadowolona z siebie, ze się zabrałam w końcu! I ze trwam. To nie tkwi w mojej naturze- ta wytrwałość. Ale nie czuję się jak na diecie. JAk dołączałam do Vitalii i Karolina napisała mi,ze jest opchana i syta, jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Dieta kojarzyła mi się zawsze z wyrzeczeniami, byciem głodnym, złym , nerwowym, było mi zawsze zimno i nieustannie myślałam o jedzeniu. Teraz podzieliłam sobie mój target na mniejsze części. A więc aby do 91 na razie. Potem będę szcześliwa, jak zobaczę z przodu 8! A o potem to już nie myślę. Na razie marzę. 7 z przodu wydaje mi się tak odległe, ze nieosiągalne! Ale planujemy ciąze po drodze, więc faktycznie mże potrwać to dłużej. Nie szkodzi. Nigdzie mi się nie spieszy. Powoli, ale do celu!
Cwiczenia i treningi sa swietnie dobrane. Często ćwiczę dodatkowo, jak mam czas i siły. Oby następny tydzień tez był pełen zapału!