Właściwie odchudzam się już od 11 października, kiedy to weszłam na wagę zobaczyłam obrzydliwe 61 kilo przy moim 162 cm wzrostu. Zdecydowanie za dużo. Porzuciłam chipsy, hamburgery( no dobra zjadłam jednego domowej roboty w wersji wegetariańskiej:)) i całą resztę bomb kalorycznych. Staram się nie jeść więcej niż 1200 kcal dziennie, chyba wychodzi bo coś tam już schudłam. Zadanie mam dodatkowo trudne bo mieszkam z moim mężem przyszłym, który jest z typu " Po co mieć na brzuchu sześciopak, skoro można mieć całą beczkę" (no na razie jest na etapie 5 litrowej beczułki ;p). On niestety niczego sobie nie odmawia i jeszcze próbuje mnie dokarmiać, bo mu smutno, że ciągle głodna chodzę ;p Dziś się dałam na małą miseczkę popcornu z mikrofali przekonać, ale w sumie nic się nie stało, bo za mało jedzenia do pracy zabrałam i 1200 kcal na 100% nie było ;]
Istotną kwestią przy diecie są ćwiczenia fizyczne, no więc u mnie ekhem... 10-15 minut na steperze niezbyt szybkim tempem jakieś 5 razy w tygodniu, wiem, że nie dużo, ale zawsze prowadziłam raczej siedzący tryb życia i nawet jak się odchudzałam to robienie brzuszków to był szczyt mojego wysiłku fizycznego. Kiedyś było mi łatwiej utrzymać wagę, ale obecnie pracę też mam totalnie siedzącą, cały dzień stuk stuk w klawiaturę komputera i...no dupa rośnie.
Kończę przynudzać.