Postanawiam, że od jutra biorę się za siebie! Wiem, że "od jutra" mówiłam sobie już tysiące razy, ale muszę spróbować poraz kolejny. Jak tak dalej będę się odżywiać, to przytyję jeszcze więcej i nie zmieszczę się w żadne ciuchy. Pomyślałam, że będę sobie zapisywać, co zjadłam, może to mnie będzie jakoś trzymać w ryzach. I organizuję sobie miesiąc bez słodyczy! Żadnej czekolady, ptasiego mleczka, czy ciastek. Wytrzymam. Są owoce, jogurty, w ostateczności zwykłe herbatniki. Mnie właśnie gubią słodycze, ponieważ jak zjem kawałek czekolady, to nie odłożę jej później do szafy, tylko od razu muszę pochłonąć całą.
I do tego ćwiczenia. Rower, przynajmniej trzy razy w tygodniu po godzinie. Hula hop, postaram się 30 min dziennie i do tego 8 min abs. Tyle przecież dam radę.
Daję sobie miesiąc czasu, mam nadzieję, że będą jakieś efekty.
pinol95
30 maja 2011, 23:09Dasz radę, ja też mam ogromnie dużo "upadków", ale jakoś próbuje się podnosić... A co do słodyczy to moim sposobem jest jedzenie większej ilości owoców, rodzynek i orzechów. Wydaje mi się, że to najbardziej mi pomaga, może i Tobie również pomoże:) Trzymam Kciuki!:)
AlexClaw
29 maja 2011, 20:55Madzia, nie łam się. Nie musisz się tłumaczyć z każdego kęsa sernika. Trzymam kciuki:) zobaczysz uda się . Ja swoje siedem kilo chudłam rok!!! stabilnie powoli i potwornie ciężko :* 3maj się
elyanna
29 maja 2011, 20:02Cześć Madzialka, nie stresuj się tak, proszę. Wagę masz przecież idealną i wcale nie musisz się odchudzać! Co najwyżej nie przytyć ale do tego wystarczy racjonalny jadłospis wg. zapotrzebowania kalorycznego.. Jeśli nie jesteś zadowolona ze swojego ciała przy takiej wadze no to ćwiczenia, dobry krem. Ale ruch przede wszystkim. :-) Co do tego peelingu, o którym pisałam, to jest podobno dobry tez na cellulit. :-D Mnie się to przyda bo cellulit mam ogromny. :-/ Z czekoladą Cię rozumiem, jak tez jak zjem kostkę to nie ma odwrotu i znika cala tabliczka albo i dwie. :-/ Rozmawiam o tym ostatnio z psychologiem, dlaczego tak się dzieje, co zajadam - jakie emocje. To pomaga w sumie. Jeśli chodzi o samotność... Ja swoją miłość spotkałam jak miałam prawie 24 lata! Ale wcześniej też mi samotność doskwierała, więc Cię rozumiem. Po za tym nie wierzyłam, ze mogę się komukolwiek podobać. Moja przyjaciółka mówiła mi, żebym się zastanowiła, czy ja chciałabym być z kimś takim jak ja, co mam do zaoferowania? Czy chce tylko brać, czy mogę dać coś z siebie? Więc ja się skupiłam na tym, co mogę dać. Rozwijałam swoje wnętrze i robię to dalej. Jak spotkałam mojego Ł to zdaje się, że nie byłam nawet w jego typie. Jednak spotykaliśmy się i coraz bardziej zbliżaliśmy, świetnie nam się rozmawiało. Po jakimś czasie, nie wiedzieć kiedy, przyszło zakochanie, i stałam się najpiękniejsza. :-P Ale i tak długo mnie uwierało to, że nie było tak od początku. Ale wiesz co? Teraz się tym nie przejmuje. Bo właśnie takiej znajomości fundament jest trwalszy, i nie muszę się tez martwic, że jak zacznę się starzeć, przytyje więcej po ciąży, to zostawi mnie. Bo przecież poznał i zaakceptował mnie już nieidealną. Dlatego nie przejmuj się tak swoim wyglądem! Nie traktuj go jako wyznacznik czy będziesz z kimś, główny powód. Albo barierę. Bo nie tędy droga... Choć wiem, że łatwo mówić. ;-) Ale tak jest. Pozdrawiam Cię ciepło. :-)
Pigletek
29 maja 2011, 20:01najważniejsza jest systematyczność, a pomarańczowa skórka na pewno zniknie. :)
elibk
29 maja 2011, 19:26Cześć! Nie martw się! Złe dni zdarzają się każdemu:) Wierzę,że jutro będzie lepiej! A co do Twojej figury to ja bardzo chciałabym ważyć tyle ile Ty ważysz przy swoim wzroście. Aż trudno mi uwierzyć,że masz takie kompleksy! Będę do Ciebie zaglądać częściej;p