Próbowałam walczyć z pokusą, ale niestety zjadłam kawałek szarlotki, placka z galeretką, a później kolację. Jednak nie szalałam, dopiero po powrocie do domu coś mnie opętało i wręcz rzuciłam się na jedzenie. Dziwię się, że nie zwymiotowałam, bo żołądek po takiej ilości i mieszance jedzenia powinien się dawno zbuntować.
Jestem zła, chociaż nie... bardziej jest mi smutno, że nie dałam rady, że znowu zaprzepaściłam dietę i nie wytrzymałam. Chcę mi się płakać, że jestem taka słaba, a to przecież wyłączenie moja wina, że nie potrafiłam się powstrzymać. Nie byłam głodna, po prostu jadłam dla samego zapychania się, a teraz pewnie nie będę mogła zasnąć przez to obżarstwo. Okropnie się czuję.
lelilath
27 maja 2011, 08:30Ok, wczoraj złamałaś dietę - to nie koniec świata!!! Ja miałam dzień wolny i też się objadłam wszystkiego :P Wstań, zmobilizuj się i zacznij od początku... tylko wyciągnij wnioski z tego co się stało! Prawdopodobnie gwałtownie spadł Ci cukier a to wywołało atak wilczego apetytu! A na siłę wymiotować nawet mi się nie waż bo jeszcze doprowadzisz do bulimii!! P.S. Jak mnie pytali swego czasu o chłopaka a raczej jego brak to odpowiadałam, że jeszcze się taki nie narodził co by był mnie wart :P Zszokowani postawą przestawali z reguły pytać hihihi
pinol95
26 maja 2011, 23:05Teraz tylko nie rzucaj czasem wszystkiego, ja też miałam dzisiaj gorsz dzień, płakałam z jakąś dobrą godzinę. W tej chwil czuję się o wiele lepiej. Moją główną motywacją przynajmniej do tego by nie jeść jest to: że jutro też jest dzień, pojutrze również, zjem sobie np. to na śniadanie. A zresztą nawet jeśli tego nie zjem, to nic się nie stanie, to tylko "głupie żarcie" Trzymaj się Madziu! Wierzę w Ciebie!:*