za to wczorajszy dzień upłynął pod znakiem kompulsu (a?). zjadłam pięć dużych bułek, piętnaście jabłek, trzy miski barszczu czerwonego z ziemniakami, 200g sera żółtego, czekoladę, Longera z KFC, Snickersa, chyba z tonę cukierków. a potem wróciłam do domu i jadłam biały cukier łyżką stołową.
po jakimś czasie przyszły wyrzuty sumienia, szloch i próby wywołania wymiotów za pomocą dużej ilości przegotowanej wody. niestety żadnych efektów.
i już teraz wiem, że nie będę na koniec roku ważyć 105 kg, chyba, że będę głodować w święta, a u Lubego latać do Lidla i z powrotem kilka razy dziennie. i pomyśleć, że moim noworocznym postanowieniem było 95 kg...
smutno mi...
w poniedziałek dam przepis na kurczaka po meksykańsku.
pozdrawiam gorąco.
CzarnaPerla1300
8 grudnia 2012, 23:36Aleeeeee pojechałaś na maxa ....ALE czasami są doły i tak one wyglądają :( Głowa góry bierz się w garść i nie grzesz tyle :) Pozdrawiam :)
Adriana82
8 grudnia 2012, 18:34nooo, dałaś w palnik trzeba przyznać... mi osobiście też się takie kompulsy zdarzają, z tym, że ja opierniczam wtedy słodycze, drożdżówki i bułki maślane na potęgę. Najgorszy dla mnie jest dzień następny, od niego bardzo wiele zależy. Albo się ogarnę, albo dobita mega dołem żrę dalej i mija mi dopiero po kilku dniach. Tobie życzę oczywiście jutro już pięknego, popisowego menu i dobrego samopoczucia. Trzymam kciuki!
kasiqa22
8 grudnia 2012, 16:04ktoś musi nad Tobą trzymać bat!!!!! Ja Ci dam!!!! Na nowy rok proszę mi tu pięknie rozpisać nowy plan odchudzania nowe cele itp. Jak widać ten obecny nie sprawdza się. Napisz a ja i inne dziewczyny ocenami go i skorygujemy! Razem damy radę!:* Zasługujemy na to by byś śliczne, pamiętaj!:*