Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Deadline


Witajcie Drogie Panie:)
Ostatnimi czasy bardzo brakowało mi motywacji, czegoś co by mnie jeszcze bardziej popchnęło do przodu w walce o cudną figurkę.
Wiecie, odchudzanie się kiedy pracuje się w Tesco jest czymś koszmarnym, a jak do tego ma się dość lajtową pracę jak ja to już wogóle porażka. Tu mnie najdzie jakiś smaczek, tam mnie coś podkusi i wszystko szlag trafia.
Jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę się tutaj udzielać, dopóki się nie zbiorę w sobie i nie zacznę robić czegoś na poważnie. Śpieszę się pochwalić, że od maja chadzam na siłownię,  niestety z przerwami spowodowanymi wakacyjnym przepracowaniem, ale jednak. I muszę przyznać, że zdecydowanie odczuwam różnicę, waga poszła nieco w dół, bo jak zaczynałam to ważyłam ok.60kg, a do tego czuję, że moje ciało zaczęło się zdecydowanie zmieniać.
Jeszcze walczę z oponką, ale mój tyłek już zdecydowanie nie zwisa tak smętnie jak do niedawna. Ogólnie całe ciało jest sprężystsze.
Ale grzeszyć zdarzało  mi się sporo, i to między innymi psuło efekty mojego wypocania.
Postanowiłam sobie po okresie, który mi się skończył kilka dni temu wyznaczyć sobie deadline. DO 13 WRZEŚNIA DOJDĘ CONAJMNIEJ DO 55KG. I nie ma zmiłuj, żadnego pobłażania!!

Zrobiłam sobie niemal ceremonialne pożegnanie z chipsami, ukochanymi zupkami chińskimi i czekoladą i melduję, że od kilku dni jestem zdecydowanie grzeczna. A 13 września, dlatego, że z koleżanką z którą chodzę na siłownię, od 3 miesięcy 14 każdego miesiąca się mierzymy i sprawdzamy. ile nam to wypacanie dało.

Póki co jestem grzeczna:)

Pozdrawiam:)

Luanna

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.