No!
W sumie to nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać, ale osiągnąłem I stopień otyłości.
Dlaczego powinienem się cieszyć? Bo zaczynałem... z... III stopnia otyłości. Tak zwanego "ostatniego stopnia", czy też jak kto woli "otyłości klinicznej" (kiedy zacząłem się "brać w garść" w ubiegłym roku, ważyłem 131kg [tyle pokazało mi na wadze w rodzinnym domu, która, jakby to powiedzieć, ostro zaniża...] - cholera, właśnie sobie uświadomiłem, że od tego punktu "kuliminacyjnego" do aktualnej wagi dzieli mnie przepaść prawie 20kg... Nieźle...).
Dlaczego powinienem płakać? Bo jak się do kur* nędzy można doprowadzić do takiego stanu? Lenistwem, żarciem wszystkiego co się rusza i nierusza, zabijaniem stresu słodyczami, napojami gazowanymi, chlebem, brakiem ruchu - kurde, wszystkim!!! Taaa, jeszcze warto dołożyć do tego "przypadłości genetyczne" - wytłumaczenie zawsze się znajdzie!
Dzisiaj waga pokazała "upragnione" 111,8kg czyli już "tylko" I stopień otyłości... Kiedy osiągnę 95,8 to dopiero będzie święto - wówczas będzie to jedynie "nadwaga". I gwarantuję Wam, że wyżłopię przynajmniej ćwiartkę dobrego trunku, za moje i Wasze zdrowie!
P.S. Tak sobie teraz uświadomiłem, że ostatni raz piłem alkohol 47 dni temu :) Nie żebym jakoś za tym tęsknił, ale nawalić się czasami, to dobre rozwiązanie :) Dobra, więc wszystkim Wam tutaj wszech i wobec oznajmiam, że jak osiągnę dwucyfrówkę (przynajmniej 99) to pójdę się kulturalnie nawalić do znajomej knajpy. Pewnie zamówię "Barmany" lub "Mohito". Tylko jak ja tym biednym barmankom wyjaśnię, że "poproszę ze słodzikiem zamiast cukru". Padną ze śmiechu...
P.S.2. Od pewnego czasu w firmie mam nowe przezwisko... chudzielec :) To sobie kurde wymyślili :) No, ale przyznam szczerze, że czasami nawet to cieszy, choć wiem, że z prawdą ma niewiele wspólnego :)
bozenka82
16 lutego 2011, 17:32wszystko i nieźle się ubawiłam ;)oczywiście ze sposobu, w jaki opisujesz Twoje zmagania . Szybciutko leciały Ci kg-oby tak dalej!
stobezczterech
16 lutego 2011, 05:43ja nie mogę się doczekać nadwagi