Dalej było spotkanie z przyjaciółmi. Jak to zwykle bywa stół uginał się od tzw. imprezowego jedzenia: chipsy, paluszki, kanapeczki, pierożki z ciasta francuskiego itd. W rezultacie zjadłam 5-6 chipsów i tyle samo paluszków. Chciałam sprawdzić czy nadal są tak pyszne jak pamiętam :) Niestety TAK. Zdecydowanie postawiłam jednak na lżejsze przekąski. Mozzarella z pomidorkiem, szaszłyki z warzywami i chudym mięskiem, owoce, jeden pierożek ze szpinakiem. Wszystko w rozsądnych porcjach i rozłożone w czasie. Rzecz jasna uczta miała miejsce w nocy co nie było jej zaletą, ale chyba pierwszy raz po takim spotkaniu nie poszłam spać obżarta i nie wstałam z wydętym brzucholem błagającym o litość. Wręcz przeciwnie. Co do alkoholu to piłam najlżejsze co się dało - biało winko i tak wolno jak się dało. Łącznie wyszło ok 400 ml. Może niemało, ale wiem na co mnie stać, więc jestem zadowolona :) Poza tym nie zamierzam unikać takich spotkań i nie chcę popadać w skrajności. Kiedyś już to przerabiałam.
Dzisiejszy dzień też zaliczam do udanych. Pół dnia spędziłam w kuchni, robiąc pierogi. Nie muszę chyba mówić jak bardzo się przy tym namęczyłam i napociłam przy tej temperaturze :) Pierogi zjadłam 2 - musiałam spróbować czy jadane zanim podałam na stół.
Moje dzisiejsze menu:
I śniadanie: jogurt naturalny z owocami (nektarynka + maliny + borówki) coś pysznego, zamierzam brać sobie takie śniadanka do pracy tak długo jak wystarczy mi owoców. Może spróbuję też z twarożkiem
II śniadanie: 2 sucharki + czereśnie + winogrona. Wiem, że nadmiar owoców nie jest wskazany, ale przy tym upale i fakcie, że pewnie tymi owocami nie nacieszę się zbyt długo, nie będę sobie żałować :)
obiad: grillowana pierś z kurczaka + cukinia, 2 pierogi
kolacja: znów owoce
Ćwiczenia: 65 min orbitrek + 10 min hulahop
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie mija tydzień bez słodyczy. Może to za sprawą owoców, które jem od kilku dni w sporych ilościach, a może po prostu zaczynam się odzwyczajać, ale nie mam już na nie tak wielkiej ochoty jak wcześniej. Bardzo mnie to cieszy! Byle tak dalej.
ju.lia
28 lipca 2013, 21:58ja również podziwiam, ogólnie gotowanie bez podjadania w międzyczasie jest trudne ;) bardzo rozsądne podejście co do imprezy, nie można zrezygnować z życia towarzyskiego bo przypadkiem jesteś na diecie, coś tam zjadłaś ale z umiarem, tak samo z alkoholem - nic tylko podziwiać :) (ja ostatnio policzyłam, że samego alkoholu z dodatkami przyjęłam ponad 1000! kcal, i to wcale nie na jakiejś zabójczej imprezie, nawet nie chcę myśleć, ile bywało nieraz w przeszłości ;P)
dorciaw1980
28 lipca 2013, 21:42podziwiam cię, ja bym się nie oparła ani calzone, ani pierogom...