Wszytko ładnie, pięknie.
Zapał, motywacja, aktywność, jakość posiłków.
ALE!
Pierwszy posiłek jem przed ósmą, a kolejny... po niecałych ośmiu godzinach.
Niestety nie mam możliwości zjedzenia czegoś w czasie, kiedy jestem w pracy.
Dziś próbowałam, ale niewiele z tego wyszło. Pierwszą chwilę i tak znalazłam po 13:00.
A dzieciaki od razu podchwyciły, że coś jem i też by chciały.
Za to po przyjściu do domu od razu rzucam się na jedzenie i zjadam potrójną porcję, oczywiście wciąż czując wilczy głód...
Niestety produkty, które jedzą dzieciaki mi nie odpowiadają, albo po prostu sposób przygotowania pozostawia wiele do życzenia dla życiowego aseptyka...
Od jedzenia przygotowywanych przez nie posiłków wykręciłam się dietą - bez chleba, mleka, jajek, części owoców i warzyw.
Czyli wszystkiego, co one jedzą.
I co normalnie jadłabym ja.
Tylko teraz, chcąc zabrać coś do jedzenia muszę kombinować, żeby pasowało do tego, co powiem dzieciakom, było łatwe w transporcie i nie psuło się po czterech godzinach w upale.
Bosko.
Macie pomysł, jak to obejść?
Wyżaliłam się to teraz idę spać.
Rano znowu pobudka o siódmej...
Dobranoc :)
LittleWhite
14 lipca 2014, 22:03Miałam taki sam problem :( Wyrabiałam się ze wszystkim, brałam zestawy na cały dzień do pracy, a samo zjedzenie tego było problemem... Pretensje o 5 minut posiłku na szybko. Niestety nie mam pomysłu jak to ominąć, zależy od pracy