1. Śniadanie:
- mizeria (pomidor, 2 rzodkiewki, łyżka szczypioru, 4 łyżki jogurtu naturalnego);
- 2 wafle ryżowe, 2 łyżeczki mojego twarożku;
2. II śniadanie:
- koktajl (arbuz + nektarynka);
3. Obiadopodwieczorek (byłam na zakupach i tak mi czas zleciał jakoś szybciutko, że musiałam połączyć te dwa posiłki):
- brokuł;
- fasolka szparagowa;
- pół piersi z kurczaka;
- ketchup;
4. Kolacja:
- chudy twaróg z rzodkiewką i dwoma łyżkami jogurtu nat.;
30 minut biegu (ok. 5 km)
Współlokatorka namawiała wczoraj na pizzę, ostro namawiała, po czym zamówiła ogromniastą, tłustą pizzę z dostawą do domu. Nie złamałam się. Kolejne moje małe zwycięstwo.
Swoje buty do biegania zostawiłam u mamy, odbiorę je dopiero pojutrze, a tymczasem biegałam kilka dni w jakiś imitacjach butów sportowych i odczuwałam wczoraj nieźle swoje ścięgna. Ale co ja poradzę na to, że jak nie pobiegam, to mi smutno i ciężko. To jedyny czas w ciągu dnia, w którym mogę się wyciszyć. Mam nadzieję, że moje nóżki jeszcze przez te dwa razy nie odmówią mi posłuszeństwa.
Dodatkowo czuję, że w moim życiu zajdą zmiany. Byle wyszło mi to tylko na dobre, jednakowoż nie ukrywam, że się boję. Nie lubię zmian niezależnych ode mnie. Bo któż je adoruje?
Z pozdrowieniami,
Z pozdrowieniami,
Leyla.
jasia242
27 sierpnia 2013, 20:10Gratuluję z tą pizzą ,faktycznie duże osiągnięcie. Pozdrawiam i gratuluję samodyscypliny.Pozdrawiam
inesiaa
27 sierpnia 2013, 14:28Zuch dziewczynka, brawo za silna wole, dobre buty do biegania to podstawa, tez to lubie ale musze pozbyc sie jeszcze troche kiloskow, zeby krzywdy zadnej przy bieganiu nie bylo...a zmiany w zyciu, choc na poczatku przerazaja to potem okazuje sie, ze byly niezbedne, powodzenia;)