Zgrzeszyłam, ale to nie moja wina. To wina Putina. Złożył embargo na polskie jabłka, burak jeden. To co mają zrobić rolnicy z tymi jabłkami? Żeby jabłka się nie zmarnowały, powstała akcja zorganizowana „jabłka dla szkół”, albo coś w ten deseń. W dni wolne (patrz ostatni weekend) tiry wypełnione skrzynkami z polskimi jabłkami podjechały pod warszawskie szkoły. A mój ogarnięty syn, jak zwykle musiał się wykazać i przytransportował mamusi wczoraj do domu 30 kg jabłek.
No na pohybel Putinowi, nie dam się jabłkom zmarnować. I zamiast walczyć w kuchni z karpiem wigilijnym, walczę z jabłkami. A że szarlotkę uwielbia cała rodzina, to od wczoraj wypiekam szarlotki, jabłeczniki czy jak kto zwał. No i padłam w 53 dniu diety. Trzeba przecież spróbować, lepiej potem odchorować niż by miało się zmarnować. Dobrze że chociaż cukru pudru w domu nie ma, zawsze to kilka kalorii mniej.
A o to sprawca mego grzechu w pełnej okazałości. Od jutra dalej będę grzeczna (chyba).
eszaa
23 grudnia 2015, 08:22smacznego ;)