Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I tak jakos to idzie....


Mam taki stan...hmmm...inny od wszytskich. Wiadomosci o Tesciowej-nie wesole! Biedaczka popadla w trwoge! Twierdzi, ze "wyrok" ma juz wypisany...Nie wiem, jak sie pociesza Kogos w takim przypadku. Za duzo w zyciu przeszlam rozstan z Moimi Bliskimi, by nie dojrzec powagi sytuacji. Nie umiem tez prawic slodkich moralkow, zapepewnien, ze  n a p e w n o   bedzie lepiej...Nie, nie potrafie...Szkoda - przydaloby sie troche wiecej optymizmu, nawet w tej najtanszej formie.. Ale, nie...nic nie umiem z siebie wykrzesac...Sama Tesciowa  zauwazyla, ze miedzy Jej obu synowymi -istnieje bardzo rozne podejscie do  zagadnienia pocieszania-nie ma co nawet porownywac! No, coz...Ja (chyba) twardo stapam po ziemi..Ba! Nawet w swoim (a moze -szczegolnie?-w swoim )przypadku-doszlam do "wewnetrznego"porozumienia ze soba sama na wypadek, gdyby i na mnie wypadl wyrok niedalekiej(potencjalnie) smierci. Zwlaszcza tutaj-na obczyznie-nie mam co ignorowac zagrozenia(wcale go nie wywolujac!)-pozostawienia Dzieci i Meza na pastwe losu, tylko dlatego, ze nie pomyslalam w pore o paru waznych rzeczach! Czy Ktos z Was slyszal o przypadku zabrania przez "Rzad" do sierocinca Dzieci Polskiej Rodziny, ktorej Rodzice tragicznie zgineli w wypadku samochodowym? Byc moze, ze nie slyszeliscie, bo wieksze tragedie dzieja sie w Polsce-by -za przeproszeniem-martwic sie o kogos w bogatej Kanadzie! Ok, to wytlumacze...Otoz, nie wchodzac w tragizm calego wydarzenia, Rodzice malej parki Dzieci-zgineli w wypadku samochodowym.Zjawila sie policja z opiekunka spoleczna, ktora zabralaDzieci do sierocinca, oczywiscie - rozdzielajac siostrzyczke od braciszka(roznica plci, ktorej sie tak nie chce zauwazyc na codzien, tutaj -oczywiscie grala nadrzedna role!) Zeby, bylo jeszcze tragiczniej, w domu tej rodziny, z odwiedzinami "pomocnymi"-przybyla wczesniej Babcia z Polski, ktora opiekowala sie Wnuczetami-gdy oboje Rodzicow pracowalo...To juz standart w Polskich Rodzinach , ktorym pozostaje do splacenia dozgonny dlug wdziecznosci Wszytskim Babciom Polkom! Odeszlam jednak od tematu...Otoz, gdy wydzierano Babci Wnuczeta z Jej rak, na nic sie zdaly prosby, placze, tlumaczenia, ze przeciez Babcia jest "w pierwszej linii" do adopcji Dzieci!Nie! A dlaczego? Bo Rodzice nigdy nie spisali u notariusza "ostatniej woli" w razie , gdyby zaistniala taka sytuacja, ktora z reszta -zaistniala! Dzieci Babci odebrano, a Babcia-musiala wrocic sie do Polski, by przez konsulat zalatwiac wszytskie sprawy adwokackie.Z reszta-bardzo wiele pomogl tu polski Kosciol Katolicki-oglaszajac we wszytskich swoich swiatyniach caloniedzielna zbiorke pieniezna na koszta adwokackie i pogrzebowe...Po ponad roku czasu walk prawniczych-Dzieci powrocily do Babci, i nie jestem pewna, czy aby nie sa z Nia w Polsce - na stale.No wlasnie. Dlaczego pzrytoczylam ten przyklad? Bo, tradycyjnie, w Polsce nie mowi sie o "tak nieprzyjemnych sprawach", owszem, mona przy obiedzie(i czesto sie to robi!) mowic o kamieniu  na  nerce, o wrzoadach zoladka (smacznego!Pasuje pod "schabowego"!) i o wielu innych schorzeniach, ale, jak juz przyjdzie "co do czego"- to tak jak Pani Ordynator z wojewodzkiego szpitala to uczynila w przypadku Tesciowej - podaje sie koperte z wynikami badan,o ktorej otwarcie prosi sie wdomu, i z metnych terminow lekarskich-wydobywa sie informacje o ...raku, ktorego sie ma juz w jakims tam stopniu...Czyli-szok dla chorego! Nie mowi sie o czasie ,ktory pozostal,aby sie "przygotowac", a to takie -przeciez- wazne! Rozumiem, ze nie chce sie czynic przykrosci, rozumiem, ale falszowanie prawdy niczemu i nikomu nie ulzy! No, chyba, ze chory, zaraz na poczatku-zaznaczy, ze w razie, gdyby..to On nie chce znac prawdy...Bywaja takie przypadki. No, wiec, sama wiem, ze moja odpowiedzialnosc musi brac pod uwage takie wydarzenia w zyciu, ktore moga potencjalnie bardzo skomplikowac zycie, Tym, ktorzy "po mnie" zostana. Nie powiem, nie raz obmyslalam scenerio wlasnej smierci(nie, nie samego jej przebiegu)ale, tego "co potem" mialoby nastapic.Otoz, nie chcialabym, by moj Maz dlugo zostal we wdowienstwie! Bo komu mialo by to sluzyc? Najmniej dzieciom, ani Jemu...Zyczylabym sobie (jednak-moj egoizm?), by tym razem Maz bardziej dobral soobie zone przez pryzmat matki dla naszych Dzieci.I to, chyba normalne!Tak myslalaby kazda Matka(jesli miala by w ogole takie przemyslenia!) No, i , teraz , ja ,ktorej w zyciu "wiele sie wydarzylo", spogladajaca do "bolu" trzezwo na kazda taka sytuacje-mam pocieszac moja Tesciowa...Ciezkie zadanie . I Ona o tym wie, ze ja nie potrafie, nie umie, choc sie naprawde staram! Gdy moj Maz przechodzil pare miesiecy temu-bardzo powazny stres(bardzo, bardzo powazny!)to mowilam Mu kazdego dnia, ze uda sie i bedzie wszytsko w porzadku! Ale, ja to naprawde czulam! Czulam, ze tak bedzie! Dlaczego nie mam pewnosci pozytywnego zakonczenia choroby u Tesciowej? Bog raczy wiedziec! A o snach-jako proroctwach-to nie wspomne, bo sie na smiesznosc wystawie...Owszem, gdy slysze jej ztrwozony glos w sluchawce-to "cala" soba-przezywam Jej trwoge! Na tyle, ile potrafie! Ale, nie wiem, co mam powiedziec! Ze  na   pewno sie uda? Wiem, ze -niestey-nie zawsze sie udaje...Ale, bede do Niej dzwonila, jak tylko zajdzie potrzeba, jak bedzie trzeba-to sie forsa znajdzie na bilet do Polski , ale czy to Ja pocieszy? Na szczescie-nawet najglebsze , zle przeczucia-nie raz sie niesprawdzily! Oby i tak bylo i w tym przypadku! Moze wlasnie takie rozwiazanie usuneloby skaze czarnowidztwa i bolesnie-trzezwego spojrzenia u mnie  na wszytsko w zyciu? Bo taka trzezwosc spojrzenia, czasami zabija piekno zycia, w ktorym -tkzw."biale klamstwo"-przywraca choc na pare chwil-usmiech Pokrzywdzonemu...
  • Justyska23

    Justyska23

    26 września 2006, 09:27

    u Ciebie czesto takie powazne tematy, ale lubie czytywac Twoje wpisy, bo czasami uswiadamiaja mi rozne rzeczy. To fakt, ciezko sie mowi, o czyms takim, ciezko kogos pocieszyc w takiej chwili, ale mysle, ze nie o pocieszanie tu chodzi, bo co ma byc, to bedzie. Raczej o to, by byc ze soba, by rozmawiac i czuc bliskosc innych osob, by nie czuc sie osamotnionym. Inna sprawa, dobrze, ze myslisz o swoih dzieciach i ich zabezpieczeniu. Bo sa jeszcze male i niepelnoletnie, ale tez nie ma co myslec za czesto. Wazne, by cieszyc sie kazda chwila i nie zalowac zadnego dnia. Buziaki i milego dzionka zycze :D

  • mariolkag

    mariolkag

    26 września 2006, 09:17

    własnie temat u nie "na fali".Bo akurat kilka dni temu zmarł nagle 54 letni ojciec mojej koleżanki z pracy.Odbyłyśmy wczoraj z nią dość długą rozmowę o kruchości życia ludzkiego i o tym,że przejmujemy się rzeczami małymi, robimy problemy z błahostek, sięgamy myślami w daleką przyszłość, a tymczasem nie potrafimy cieszyć sie tym co daje nam dzień dzisiejszy.Moja koleżanka była z ojcem w powaznym konflikcie, bo przecież jego ukochana córka(30 lat!!) nie żyła tak, jak on sobie to wyobraził.Ona natomiast nie potrafiła z nim porozmawiać, wyjaśnić, zrozumieć jego intencji.I już nigdy nie dojda do porozumienia.To przykre. Myślę o moich rodzicach - moja mama nie używa słowa "śmierć", "pogrzeb", jakby nie mówiąc o tym można było o tym zapomnieć.Ale jej nie zmuszam skoro odczuwa przez to komfort psychiczny. Najważniejsze żeby w życiu robić to co sprawia nam i naszym bliskim radość.Czyż nie Krysiu?:))

  • Waran

    Waran

    26 września 2006, 08:41

    odwiedzinami, zjawiam się u Ciebie.Jestem na bieżąco z Twoimi, czy raczej teściowej problemami.Też się bałam, bardzo i wkurzały mnie zdawkowe zapewnienia,ze będzie dobrze...Pomaga obecność bliskich, bez zbędnych słów...Ja bliskich właściwie nie mam, moze z tego powodu mi jeszcze ciężej?Zawsze powinniśmy być przygotowani na przerwanie ziemskiej podróży.Ja jestem w komfortowej sytuacji, nie muszę się martwić o pozostawiane dzieci, męża, a z drugiej strony, tak wiele mnie ominęło...Pozdrawiam serdecznie.

  • Waran

    Waran

    26 września 2006, 08:40

    odwiedzinami, zjawiam się u Ciebie.Jestem na bieżąco z Twoimi, czy raczej teściowej problemami.Też się bałam, bardzo i wkurzały mnie zdawkowe zapewnienia,ze będzie dobrze...Pomaga obecność bliskich, bez zbędnych słów...Ja bliskich właściwie nie mam, moze z tego powodu mi jeszcze ciężej?Zawsze powinniśmy być przygotowani na przerwanie ziemskiej podróży.Ja jestem w komfortowej sytuacji, nie muszę się martwić o pozostawiane dzieci, męża, a z drugiej strony, tak wiele mnie ominęło...Pozdrawiam serdecznie.

  • Muka

    Muka

    25 września 2006, 12:26

    ja tez nie potrafię "kłamac". nie miej wyrzutów, ze nie potrafisz podnieśc teściowej na duchu. Czasem tzreba stoczyć walkę ze sobą i stanąc twardo na ziemi, spojrzec przeznaczeniu prosto w oczy i zdać sobie sprawę, ze życie nam naprawde ucieka. I to nie tylko dlatego,z e ktoś jest nieuleczalnie chory. Kazdemu z nas ucieka. I to prawda,z e za mało wsyzscy myślimy o tym, co potem, boimy się myślec o smierci, odganiamy od siebie te mysli i dlatego tak bardzo nas ona przeraża, kiedy zbliża ise TEN czas. A przeciez i tak najlepsze, co możesz dla niej zrobic, to TRWAC przy niej, byc do końca, zeby czuła się kochana, potzrebna, żeby zdąrzyła sie spokojnie porzegnać ze wszystkimi i dac ostatnuie rady. Przepraszam,z e pisze tak, jakby jej los był przesądzony. Mam nadzieję jednak, ze mnie rozumiesz. Cuda się zdarzaja i wiem o tym, życzę, aby i tutaj zdarzył ise taki cud.

  • agusia3r

    agusia3r

    24 września 2006, 21:10

    Bo ona już próbuje na te chrosty na twarzy wsszystkiego... Łykała antybiotyki od dermatologa, teraz choci na jakieś masaże stób i stosuje tą dziwną dietę... Może jeszcze tego wyciągu nie próbowała...

  • agusia3r

    agusia3r

    24 września 2006, 10:25

    Pomodlę się za twoją teściową... <br>Czasem sama wiara pomaga...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.