Hej,
Dzisiaj rano zaliczyłam siłownię. Od razu lepiej się poczułam. Zmierzyłam się też, chociaż tych wymiarów bardzo się bałam. Wygląda to tak:
Biust: 88
Talia: 63
Brzuch: 68
Biodra: 90
Uda: 51
Łydki: 31
Źle nie jest, ale może być lepiej, szczególnie jeśli chodzi o uda. Biodra urosły, ale ćwiczę też sporo na pośladki i są nieco większe niż kiedyś :)
A tymczasem kontynuuję relację związaną z chorobą mojego syna.
Tak jak już pisałam w poprzednim wpisie, pierwszą naszą reakcją na próbę samobójczą mojego syna było zawiezienie go na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego. Wsadziliśmy go w auto i pojechaliśmy.
Pamiętam wszystko jak przez mgłę, bo byłam w takim szoku, że ciężko mi było się skupić. Czekając na wejście do gabinetu byłam świadkiem zdarzenia, które na długo zapadnie mi w pamięć.
W gabinecie siedziała matka z może 9-10 letnią dziewczynką. Początkowo nic nie było słychać, pewnie standardowy wywiad. Dziecko było spokojne. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że pani lekarka mówi, że dziecko będzie musiało zostać na oddziale. Dziewczynka początkowo cicho zaczęła mówić, że ona nie chce, że chce zostać z mamą. Z każdą chwilą była coraz bardziej zdenerwowana, aż w końcu zaczęła dość głośno płakać. Kilka minut później z gabinetu wyprowadziło ją dwóch sanitariuszy, taką kruchą, w koszulce nocnej, bosą. Dziewczynka wyrywała się i krzyczała, musieli złapać ją za ręce i nogi żeby ją utrzymać.
Krzyczała do idącej za nią zapłakanej matki "nienawidzę Cię, że mnie tu zostawiasz". Do tej pory jak o tym myślę, to łzy napływają mi do oczu.
W końcu po około 1-2 godzinach czekania, późnym wieczorem weszliśmy do gabinetu. Zaczał się standardowy wywiad lekarski, na którym syn potwierdził swoje myśli samobójcze i to, że trwają one już jakiś czas. Ponieważ połknął tabletki, to standardową procedurą było skierowanie go do normalnego szpitala na obserwację. Nie przyjęli nas więc tego dnia. Syn karetką został zabrany do drugiego szpitala, my pojechaliśmy tam za nim.
Na izbie spędziliśmy kolejne kilka godzin zanim nas przyjęli. Ostatecznie zrobili synowi test na covida, położyli go w sali obserwacyjnej i kazali dowiadywać się następnego dnia co dalej.
Nie pamiętam tej nocy, prawdopodobnie większość przepłakałam. Rano obudziłam się, spakowałam kilka rzeczy dla syna i pojechałam go odwiedzić. Rozmawiałam z jego lekarką, która stwierdziła, że czekają na wyniki jego badań, jak tylko przyjdą i będą OK to go wypiszą. Jednocześnie warunkiem, żebym mogła tam z nim siedzieć było zrobienie przeze mnie testu na covida. Zgodziłam się i zostałam wpuszczona do sali, na której leżał.
Siedzieliśmy tam wiele godzin, nikt nas o niczym nie informował, po czym wieczorem okazało się, że zmieniła się lekarka, która stwierdziła, że mimo dobrych wyników ona go zostawia na kolejną noc w szpitalu. Mi nie pozwolili wyjść, stwierdzając, ze jak wyjdę to już mnie do niego ponownie nie wpuszczą. Nie miałam przy sobie nic, ani na przebranie, ani do jedzenia. Położyli nas na oddziale patologii noworodków (Sic!). W jednej malutkiej salce leżała matka z nowonarodzoną córeczką, ojciec z 2-3 letnią dziewczynką i ja z moim 15-letnim synem, który jeszcze wczoraj chciał odebrać sobie życie.
Gdy zasnął a ja patrzyłam na niego, takiego bezbronnego, wymęczonego, zrezygnowanego, leżącego w tym łóżku, w głowie przewijały mi się wszystkie obrazy, od jego narodzin, pierwszych kroków, tego jak bardzo staraliśmy się o dziecko i jaka byłam szczęśliwa jak zobaczyłam 2 kreski na teście. Płacz, ból głowy, zmęczenie, przerażenie, to pamiętam z tamtego momentu. Jedyne o czym marzyłam to obudzić się, żeby okazało się, że to wszystko było złym snem.
Rano, po nieprzespanej nocy (spałam skulona na krześle dostawionym przy szpitalnym łóżku) otrzymaliśmy informację o tym, że nas wypiszą. Jednak kierownik tego oddziału chciała przeprowadzić z nami rozmowę. Zgodziłam się, chociaż gdybym wiedziała w jakim kierunku ona się potoczy, to pewnie bym zrezygnowała.
Usiedliśmy w pokoju w obecności tej lekarki (starsza kobieta) oraz dwóch młodych uczących się lekarzy. Bez żadnej wstępnej rozmowy z synem ani ze mną pani doktor przeszła do rzeczy, oznajmiając mi, że ona uważa, że tak naprawdę to co zrobił mój syn to moja wina i wskazuje to na zaniedbanie rodzicielskie z mojej strony. Wstrząsnęło mną to, moja i tak niska pewność siebie legła w tym momencie w gruzach, wpadłam w histerię. Na moje pytanie po czym ona tak wnioskuje stwierdziła, że wie to z doświadczenia, poznała to po wieku mojego syna i po lekach jakie połknął (połknął to co znalazł w apteczce, czyli Ibuprom, jakieś witaminy, probiotyki, coś na przeziębienie). Postraszyła dodatkowo, że jeśli sytuacja się powtórzy ona to zgłosi do sądu i będę mieć nad sobą kuratora.
Wyszłam stamtąd zdruzgotana, bo tak naprawdę od samego początku tego zdarzenia czułam się winna, że nie zauważyłam niczego wcześniej, że nie ochroniłam mojego dziecka. Ale to dobiło mnie całkowicie, jeszcze długi czas po tym zdarzeniu musiałam to przepracowywać na swojej terapii.
Wyszliśmy i prosto z jednego szpitala pojechaliśmy z powrotem na izbę przyjęć do psychiatryka. Tym razem, oczywiście po kilku godzinach czekania został przyjęty. Wymęczony po poprzednim szpitalu nie był już jednak tak dobrze nastawiony do wizji zamknięcia go w kolejnym. O ile w dniu zdarzenia prosił mnie o pomoc i zawiezienie go do szpitala, o tyle tego dnia zaczął już mówić, że chcemy go tam zamknąć jak w więzieniu, że gdyby nam na nim zależało, to byśmy tego nie robili itp. Sytuacja podobna do tej z małą dziewczynką z początku wpisu, tylko na "dojrzalszym" poziomie.
Nie uległam, byłam przekonana, że na tamten moment to najlepsze co możemy zrobić dla niego. Dziś już takiej pewności nie mam, ale o tym będę pisała w kolejnym wpisie.
Chciałabym Wam jednocześnie podziękować za słowa wsparcia jakie od Was otrzymuję. To dla mnie dużo znaczy, jesteście kochane!
Michalkaa
1 lutego 2022, 17:03Pracuje w szpitalu psychiatrycznym w Anglii, czytajac twoj wpis, szczeka mi opadla. Tutaj nic takiego nie ma miejsca bytu- ty z synem na oddziale noworodkow, to, ze go zatrzymuja na kolejna noc ,ze ty nie mozesz wyjsc bo cie potem nie wpuszcza? Gdzie jest poszanowanie czlowieka, empatia, profesjonalizm?? Gdyby w uk lekarz powiedzial matce pacjenta, ze to jej wina, jestem przekonana, ze bylby zawieszony. Ale to jest wlasnie Polska mentalnosc, zero wspolczucia i obwinianie, obrzucanie blote. Czy tej kobiecie placa za wyrazanie osobistych opinii? Niech da to na pismie. Wspolczuje ci strasznie i zycze duzo sily.
kropecka
1 lutego 2022, 18:28Niestety podobne złe doświadczenia ze szpitalami mam ze swoich porodów, więc jak widać przez 15 lat nic się nie zmieniło. Teraz jeszcze każdą anomalię można tłumaczyć covidem, to najlepsza przykrywka na złe traktowanie pacjentów i ich rodzin. Dziękuję za miłe słowa!
Moni1978
1 lutego 2022, 15:06Wiem co przeżywasz. Ja jutro odbieram swoje dziecko z oddziału psychiatrycznego. I nie wiem co dalej. Mam nadzieję, że lekarz psychiatra w końcu odpowiednio nas dalej pokieruje. Bo niestety ale moje dziecko przebywa na oddziale po raz trzeci. Też sobie wyrzucałam, że to moja wina, ale mi nigdy nikt tak nie powiedział. A wręcz przeciwnie, po prostu na niektóre sprawy nie mamy wpływu, nie wszytsko zależy ( jak uważają niektórzy) od wychowania, czy poświęconej dziecku uwagi, na jego psychikę często większy wpływ ma otoczenie zewnętrzne i indywidualna wrażliwość. Trzymam za Was kciuki i chociaż Cię nie znam ściskam mocno.
kropecka
1 lutego 2022, 18:24Ja również ściskam i trzymam kciuki, aby Twoje dziecko już więcej tam nie trafiło. NIestety problemy psychiczne to nie przeziębienie, nie znikają po kilku dniach. Wczoraj miałam znowu gorszy dzień, znowu godziny rozmów z których niewiele wynikało.
Joanna19651965
1 lutego 2022, 12:13Koniecznie doprowadźcie terapię do końca nawet gdyby miało to trwać xxx lat. Mamy w rodzinie dziewczynę z podobną historią. Niedokończona terapia jakieś 5 lat temu, a teraz dramat. Niestety, jest pełnoletnia i rodzice nie mogą nic zrobić, np. skierować do ośrodka zamkniętego, a ona sama nie chce.
kropecka
1 lutego 2022, 18:22Narazie terapia jest w początkowej fazie, nie zamierzam rezygnować, bo też nie widzę jakiejś ogromnej poprawy a wiem, że sam sobie z tym nie poradzi.
Joanna19651965
1 lutego 2022, 19:09Tutaj było tak, że była poprawa i dziewczyna wymusiła na rodzicach zakończenie terapii. Rodzice niestety nie posłuchali lekarzy z rodziny i się zgodzili na zakończenie, a teraz plują sobie w brodę. :-(
kropecka
1 lutego 2022, 19:11No nie jest łatwo nie ulec, jak dziecko deklaruje poprawę i obiecuje, że już będzie dobrze :(
Joanna19651965
1 lutego 2022, 19:26Ale po to jest mądrość rodziców, żeby nie ulec. Zdaję sobie z tego sprawę, że nie jest to proste - samej zdarzyło mi się "przymusić" syna do czegoś (oczywiście były to sprawy znacznie mniejszego kalibru), ale początkowo nie czułam się z tym komfortowo. Niby drobiazg nauka jazdy na nartach. Na początku młody nie chciał, wydziwiał, cyrk na kółkach, mąż już zwątpił. Ponieważ jestem uparta jak osioł nie dałam się, zapisałam do instruktora i po 2 tygodniach było "Mamo fajnie był. Dobrze, że mnie wzięłaś na narty".
ewisko
31 stycznia 2022, 20:41Czytam i myślę o moim synu, ma 15 lat.
kropecka
31 stycznia 2022, 21:21Mój drugi syn to jego całkowite przeciwieństwo, pełen energii, pomysłów, radosny. Depresja to straszna choroba.
Laydee87
31 stycznia 2022, 18:49Pani doktor odprawiła niezłą żenadę.. zamiast wsparcia, współczucia, jeszcze Tobie dowaliła choć wiadomo że w takim momencie niesamowicie obwiniasz siebie. Ech...
kropecka
31 stycznia 2022, 19:45Ona dodatkowo nie była psychiatrą, więc to było typowo wredne zachowanie z jej strony. Teraz już tego tak nie przeżywam jak wtedy, ale wiem, że te słowa na długo ze mną zostaną.
Prosiatko.3
31 stycznia 2022, 18:45Jeśli mogę coś doradzić, to szukajcie psychiatrów z polecenia. Nie każdy dotrze do każdego, a ten, który się w jednej sytuacji sprawdził, może w innej nie dać rady, to tez ludzie, ale warto szukać, nie zatrzymywać się na jednym, jeśli się czuje, ze to nie to.
kropecka
31 stycznia 2022, 19:44Tak naprawdę ciężko mi określić czy to jest to czy nie. Swojego psychologa syn lubi, natomiast nie wiem ile czasu trzeba, żeby można było zobaczyć konkretne postępy i zmianę.
Berchen
31 stycznia 2022, 19:53nie ma reguly, mojej corce nie potrafili pomoc, byla przenoszona z oddzialu na oddzial, kierowana do innego szpitala. To nie jest prosta i latwa droga. teraz potrzebna jest duzo uwagi, ostroznosci.
Prosiatko.3
31 stycznia 2022, 20:02My akurat z inna sprawa szukaliśmy, nie tak trudna tez pewnie i nam doświadczenia pokazywały, ze trzeba dużo szukać, dlatego o tym wspominam, bo kiedyś myślałam, ze pomoc się dostanie u każdego. Ale każdy przypadek inny, wiadomo. Jeśli możesz czasem brać udział w spotkaniach, to jako matka wyczujesz, czy potrzeba zmiany.
kropecka
1 lutego 2022, 19:12Tak, narazie jestem zadowolona, bo syn złapał dobry kontakt zarówno z psychologiem jak i psychiatrą. Ale czekam na jakieś wyniki.
Berchen
31 stycznia 2022, 18:03to co opisalas to nie byla chyba standardowa procedura, u nas po probie bylo przede wszystkim plukanie zoladaka, fakt ze corka byla prawie nieprzytomna i takie siedzenie czekanie nie byloby mozliwe. Po wszystkim od razu bylo pozostanie na oddziale na okolo 6 tyg. na obserwacje psychiatryczna. wspolczuje, nie rozumiem jakim prawem lekarka nie znajaca historii dziecka obciaza kogokolwiek wina, z tym sie nie spotkalam, jakis konowal a nie lekarz.
Berchen
31 stycznia 2022, 19:15doczytalam ze oczyszczanie przeszliscie w domu.
kropecka
31 stycznia 2022, 19:43Tak, on był oczyszczony, tylko chcieli poobserwować. Właściwie to nic mu nie było, ale woleli się upewnić.
Wiosna122
31 stycznia 2022, 17:42ech... nie ma nic gorszego niż trafić na lekarza bez empatii...
kropecka
31 stycznia 2022, 19:42Nie wiem co chciała tym osiągnąć, bardziej zdołowana na tamten moment być nie mogłam.
Julka19602
31 stycznia 2022, 17:41No niestety taki jest los matek. Kochamý wychowujemy troszczymy sie a i tak los kładzie kłody pod nogi. Dzieci mają coraz słabszą psychikę. A pani doktor to niestety nie popisała się. Witrwalosci w pokonaniu trudnego teraz czasu jaki na Was spad. Pozdrawiam
kropecka
31 stycznia 2022, 19:42Nie jestem i nie byłam idealną matką, natomiast dzisiejszy świat tak niestety wygląda, wirtualne relacje nie zastąpią tych prawdziwych i defycyty objawiają się na różne sposoby.