Chyba gdzieś muszę zacząć opisywać co robię a czego nie... może ze świadomością, że ktoś to czyta będzie mi wstyd się poddać, lub popełniać grzeszki...
Zaczynam być wykończona, studiami i łączeniem ich z pracą. Już 5 rok mi stuka, a ja marzę o tym by mieć już tylko jedno na głowie- albo szkołę albo pracę, by był czas coś ugotować, coś posprząta, poćwiczyć. Może i to wymówki, ale łeb mi pęka i nie mogę znaleźć sił, motywacji i ochoty... Staram się jeść zdrowo i na tyle regularnie na ile pozwala mi moje życie w biegu. Wychodzi różnie. Również z ćwiczeniami różnie bywa. Tyle by się chciało, ale po dniu w szkole, potem w pracy wchodzę do domu i padam do łóżka.. A gdzie życie, rozmowa....ćwiczenia.
Aż dziw że mój facet w ogóle jeszcze chce ze mną tego ślubu....
A jak minął tydzień? Kilka egzaminów, ponad 60h pracy, dwa razy basen i raz godzina jazdy konno.
I gdzie Ewa z którą obiecałam sobie ćwiczyć? Aż wstyd... Dobrze, ze chociaż waga odrobinkę drgnęła... Może to dzięki w końcu zauważonemu spadkowi TSH. Czyżby w końcu udało mi się wyregulować tarczycę. Zobaczymy 19.02 na wizycie u endokrynologa...
Już chyba starczy tego marudzenia. Walczę dalej.
cysssia
13 lutego 2015, 10:15Teraz masz może gorsze dni, potem przyjdą te lepsze i łatwiejsze! Powodzonka!
o15zaDuzo
13 lutego 2015, 10:05powodzenia ! :)