Weekend był trochę ekstremalny, ale sama jestem sobie winna. Urodziny pierworodnego znajomych oznaczały wódkę i nachosy, trochę chilli con carne i focaccia.Ach, no i kawałek tortu śmietanowego. Imprezę skonczyłam o 22, więc początek okienka na szamę w niedzielę wyznaczyłam na godzinę 14. Dało radę, chociaż około 13 było już ciężko wytrzymać bez jedzenia. Nadmiar kalorii pochłonięty w sobotę wieczór mam nadzieję wyrównałam po prostu tym, że okno żywieniowe zakończyłam standardowo o 18 - czyli zjadłam tak naprawdę obiad i kolację.
Waga dzisiaj stoi w miejscu, co przyjęłam z ulgą. Nie zdziwiłabym się, gdyby poszła w górę z powodu sobotniego alkoholu i przekąsek, dlatego cieszę się, że nie narobiłam strasznych szkód takim wybrykiem na początku drogi z IF.
Jest dobrze, jedziemy dalej. Jutro dodam zdjęcia swojej sylwetki, aby dokumentować swoje "przed" i "po".