już miesiąc temu.
Obiecywałam sobie dokładny wpis podsumowujący jednak czas leci i na razie muszę poprzestać na tym, co wiem bez szczegółowych pomiarów:
1. Jest mnie o rozmiar mniej. Hurraa!
2. Odbudowałam masę mięśniową.
Tempo zmian nie było imponujące.
Najpierw do grudnia zbierałam się w sobie. Potem był czas ponad trzymiesięcznej aktywności fizycznej i chudnięcia, ale ze szkodą dla skóry. W końcu zimy całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy. Przystopowałam z ćwiczeniami, ciut przybrałam na wadze, by w sierpniu to zrzucić w trakcie oczyszczania. Wrzesień i październik były okresem folgowania sobie: wróciła czekolada, pojawiło się grzane winko, a nawet hot dogi, ale i zawalczyłam o regularność posiłków i od miesiąca jem o określonych godzinach.
Ta operacja zmieszczenia jedzenia w ramach czasowych jest dla mnie najtrudniejsza - regularne przygotowywanie posiłków powoduje, że z innymi sprawami nie zdążam, ale nie poddaję się - chcę nie posiłki wpleść w życie, ale życie zmieścić między posiłkami. Już po przygotowaniu i zjedzeniu obiadu walczę z sennością i moje wieczory ostatnio nie należą do aktywnych. A tu jeszcze chciałabym ćwiczyć i mam szereg innych planów...
Udaje mi się wstawać o tej samej porze mimo, że nadal mam problemy z zasypianiem.
Poza tym porządkuję otoczenie. Jakoś naturalnie mi to przychodzi po letnim oczyszczaniu organizmu. Zostało jeszcze mnóstwo papierów i dalsza okolica do uporządkowania.
Pozdrawiam Was serdecznie!
barbra1976
11 grudnia 2013, 16:42ja zawsze lubie. zawsze wszystkie pory roku:)