od ćwiczeń spędzam sobie w pracy :)
I mam parę przemyśleń po pokonaniu na swych szanownych nogach niewielkiego dystansu.
Nie pokonało mnie 30km na rowerze, nie pokonało mnie 500 brzuszków wykonanych w ciągiem.
Pokonały mnie przysiady...kolana mam jak z waty, jak by się miały ugiąć za moment powodując niemiły kontakt z podłożem (oby tylko tego nikt nie widział...bo powiedzą ze pijana w pracy jestem...).
Uda bolą, pupa boli
Ale za to jak założe noge na noge to mi się nie zeslizguje (pewnie nie wszyscy ztozumieją o co chodzi)
Miłej soboty życzę!
kokardowa
17 sierpnia 2013, 22:11Na kolana lepiej uważać, ale stopniowo przysiady nie będą aż tak straszne. Ja jak zaczynałam robić to myślałam że po 50 umre natychmiast, a na drugi dzien w ogole życzyłam sobie umrzec, bo wszystko bolało. Ale teraz jest juz dobrze, wiec u Ciebie na pewno też będzie tylko lepiej =)
Skania79
17 sierpnia 2013, 16:24No 500 brzuszków... tyle nie zrobię...
kijaneczka
17 sierpnia 2013, 16:23zgodnie z wyzwaniem- dzień 1=50, dzień 2= 55, dzień 3= 60 (ze łzami w oczach i dziwnym oddechem przypominającym wycie..).
syrenkowa
17 sierpnia 2013, 16:21A mówią - śpiesz się powoli i małymi kroczkami do celu. Przyznaj się - ile na raz tych przysiadów zrobiłaś?
Nowa30
17 sierpnia 2013, 11:37Spokojnie zaprawiona jesteś w boju to i z tym sobie poradzisz. Początek nigdy nie jest łatwy.
furcek
17 sierpnia 2013, 11:31tyle brzuszków? Wow!
Rakietka
17 sierpnia 2013, 11:27Taka aktywność! Super :) Ale chyba wiem o czym mówisz-coraz bardzie poznaje to uczucie, że moge założyć nogę na nogę :D