Przyczaiłam się trochę, bo to już miesiąc z mojej niemalże rocznej odliczanki i nic się nie zmieniło. Przeziębienie nie ułatwiło działań. Jak tylko zaczęłam się czuć znośnie to rozłożyło Mojego. Takie chorowanie we dwoje...oj, nic przyjemnego. Ledwie znośnego.
Pogoda moich marzeń 😄 szkoda tylko, że w powietrzu pojawił się zapaszek palenia w piecach byle czym. Myślałam, że te czasy za nami. Ach, te spacery dla zdrowotności... 😅
Przez chwilę miałam problem z apetytem. Zaburzony chochlik we mnie szeptał "extra, wykorzystaj sytuację, nie jedz, może zejdzie z pół kilo". Uświadomiło mi to, że ta relacja z jedzeniem jest już skopana na zawsze. Jedyne co mogę zrobić to pamiętać, że rozsądek przede wszystkim, a chochlik niech se gada...
Chciałabym założyć, że mam już siłę i chęci 😂 Może to już tylko zniechęcenie, a nie osłabienie. Spróbuję podejść do sprawy przemocą, czyli przełamywania się w sprawach ważnych. Jestem zmęczona tym zastojem we wszystkich sferach swojego życia. Nie mam pomysłu na ciąg dalszy, poza tym, że ten marazm skończy się najpóźniej wraz z kolejnym pobytem na diagnostyce. Ale wolałabym odzyskać kontrolę nad życiem jednak wcześniej. A samo się nie zrobi... Jak mówiłam - przemocą, innego wyjścia nie ma.
Będę raportować 😉
Marieke
28 października 2024, 13:22Ten roczny horyzont czasowy daje za dużo pola do wymigiwania się 😄
kawonanit
28 października 2024, 13:56Noo...a w pakiecie z nadużywaniem "o ja biedna, życie toczy się poza mną" to już w ogóle wszystko bleee 😂 nie lubię siebie takiej. Wiem co powinnam zrobić, nie rozumiem dlaczego nie umiem tego rozpocząć...
Marieke
28 października 2024, 14:53Wiem, o czym mówisz, bo też taka jestem 🙃 Dużo mnie kosztuje pracy, żeby wprowadzać zmiany, ale chcę lepiej wykorzystywać swój potencjał i więcej czerpać z życia. Jakiś coach by się przydał 😁