Grrr...Zaspalam prawie do pracy. Chcialam byc wczesnie a tymczasem o 6.30 zadzwonil budzik, wiec ja zadzwonilam do mojego slonca, zeby je obudzic, bo prosilo i...zasnelam spowrotem jakby mi ktos przygrzal palka w glowe. Budze sie i mysle, a jeszcze chwilka mam jeszcze czas i sie przewalam w lozku i mysle, ze trzeb by przestawic budzik jakbym zasnela czy cos. Biore tel. do reki i z przerazeniem wyskoczylam z lozka, bo jak sie okazalo to 'chwilka' to bylo 1,5 h....
Do pracy przynajmniej zdarzylam na czas...choc nie bylam wczesniej. Coz lepsze to niz nic. Najgorsze, ze nie zdarzylam zjesc sniadania...zapakowalam wiec maly budyn i 2 jogurty do torby i postaram sie na nich przezyc do wieczora, bo nie moge sobie pozwolic na kupienie lunchu :-( A wieczorem ide na kolacje biznesowa do hinduskiej restauracji, na szczescie bylam tam pare razy i wiem, ze maja potrawy ktore moge jesc znaczy sie bez wegli. A co ostatecznie zjadlam to napisze pewnie juztro.