Ja chyba jestem za slaba, zeby sie odchudzac. Byle pierdol, byle gowniana klotnia, najmniejszy stres i juz sie wylamuje. Dopoki wszystko jest ok to sie potrafie pilnowac. Niestety drobne niepowodzenie i kalorie leca w gore. A potem jak znow jest ok to musze nadrabiac to co zawalilam przez jeden dzien nieuwagi. I tak wlasnie stoje w miejscu. Nic sie nie zmienie, a przede wszystkim nie moja waga. Wczoraj poklocilam sie z chlopakiem, o jakas bzdure, ale tak mnie to dobilo, ze na dzien dobry wrabalam 2 batony, a potem, zeby nie myslec wyszlam do kina. A wkinie co? Oczywiscie nie moglam sobie odmowic popcornu, a w trakcie czekania na seans zeszlam do pubu na piwo. Dzisiaj waga wskazala 0.6 wiecej niz wczoraj. Wiec nie ma zbrodni bez kary. Teraz znow bede musiala przez tydzien to nadrabiac. I dlatego wiem juz napewno nie uda mi sie osiagnac wyznaczonego celu.... :-(((((
Sniadani:
3 frankfurterki
II Sniadanie:
budyn waniliowy
Lunch:
losos wedzony z twarozkiem
Przekaska:
jogurt wisniowy
Obiad:
kwestia do ustalenia, ale raczej nie bede na niego miala czasu
notion
12 sierpnia 2009, 16:30powiem ci że też ostatnio nie mogę się wziąć za odchudzanie i tylko tyję.. paranoja. i współczuję współlokatora, o którym pisałaś wcześniej.. też nie mogę ścierpieć takich ludzi.