01.04.2014
Mniej więcej od miesiąca jestem na diecie. Nie jem słodyczy, nie piję pepsi, ograniczam chleb... no i codziennie jeżdżę minimum 60 min. na rowerku stacjonarnym. Nie wiem, czego ja się spodziewałam... ale kiedy dzisiaj rozpakowałam moją wagę byłam na tyle pewna siebie, że wgramoliłam się na nią w grubaśnym szlafroku i równie ciężkawych spodniach od piżamy. Naiwniara. Myślałam, że zobaczę 64, no, maksymalnie 65 kg. A tu wybiło 71,5. Zeskoczyłam z wagi jak oparzona. Zrzuciłam ciuchy i spróbowałam w wersji na golasa. Lepiej - 69,1 kg. No ale i tak katastrofa. W końcu w święta Bożego Narodzenia bez diety i ćwiczeń ważyłam 65 kg. Fakt, że po świętach wstąpił we mnie demon i przez jakieś 2 miesiące pochłaniałam nieludzkie ilości pożywienia, ale i tak jestem w szoku. Przez 3 miesiące przytyłam prawie 5 kg. Dość tego.
90 minut na rowerku, brzuszki różnorakie i rozciąganie
Mam nadzieję, że jutro wybiorę się w końcu biegać.
dietasamozuo
1 kwietnia 2014, 14:13dobrze Ci to zrobi, kopniak jest, teraz tylko działać! :)
noir9
1 kwietnia 2014, 14:04chciałabym przeżyć taki szok, serio :) szybko to zrzucisz, powodzenia!