ten dzień tylko potwierdził, że ochota na jedzenie rośnie wraz z niejedzeniem
Dziś obudziłam się w mieszkaniu przyjaciółki na Sadybie. Wszystko w porządku. Zjadłam śniadanko przygotowane z przytarganych przeze mnie składników, popiłam herbatą o zapachu karmelu zabieloną odrobiną mleka (Gosia powiedziała, że jej dietetyczka proponuje jej pić takie rzeczy, gdy nie umie odmówić sobie słodyczy. Faktycznie wrażenie było takie, jakbym piła karmel, a w końcu nie tuczyło.) Wybyłam na kolejne całodniowe zajęcia, znów objuczona dodatkowymi kilkoma kilogramami jedzenia w materiałowej torbie.
W ciągu dnia szło mi nieźle. Posiłki regularne, co 3h. Nie dokupiłam nic ponad to, co miałam zaplanowane na sobotę. Ale jak zauważyłam w moim przypadku (z konsultacji z przyjaciółkami na diecie wiem, że sprawdza sie nie tylko u mnie) wypijam hektolitry herbat dziennie, bo dają uczucie sytości. Tak więc na przerwie (facet o dziwo nam ją w ogóle zrobił! wow!) pomaszerowałam do automatu z napojami w celu zakupienia kawy latte bez cukru- byłam okropnie niewyspana po nocnych pogaduchach z moimi dziewczynami. Okazało się, że w weekend nikt chyba nie wymienia wkładów w maszynie i zamiast kawy, dostałam samo mleko... Kolejny raz, kiedy oszukał mnie automat nastąpił kilka godzin później, gdy chciałam kupić herbatę, również niesłodzoną. No i co? Dostałam taki ulep, że pomimo mojego łaknienia na słodycze wcale nie miałam ochoty tego pić, ale wypiłam..
Koszmar zaczął się po powrocie do domu. Próg drzwi przekroczyłam ok. 19:30, a o 20:30 planowałam wyjść na siłkę. Po drodze miałam ugotować sobie kolację i jedzenie na cały następny dzień. Wynik? Kolacja powiększona o 2 herbaty z mlekiem sojowym, a sam posiłek wzbogacony o całą jedną cukinię i pół papryki- w końcu miałam się zapychać warzywami w razie głodu. Na 1,5h przezd snem ochota na cukier była tak gigantyczna, że wsunęłam kilka rodzynków i jednego daktyla i upiłam kilka łyków słodzonej zwykłej herbaty mojego chłopaka. Kazałam mu na wszelki wypadek "zaktualizować" kalendarz adwentowy, ktory dostalam na mikołajki od mamy. 13 czekoladek poszło na miejscu, a ja poczułam ulgę, bo to aż o 13 pokus mniej :D
Spać poszłam z okropnie wypukłym brzuchem, w którym aż się (za przeproszeniem) przelewało od ilości wypitych herbatek.
Oby następny dzień przyniósł mi nieco więcej wytrwałości i motywacji, żeby pójść na siłownię!
Pozdrowienia :-)
Festuca21
15 grudnia 2014, 22:33Ja też uwielbiam pić herbaty :) Codziennie wypijam ich na prawdę sporo :)
kasiarzyna007
15 grudnia 2014, 23:12Zwłaszcza teraz, co nie? :)
blekitnykocyk
14 grudnia 2014, 18:45ja herbatę piję tylko rano - zieloną. Za nic nie mogę się do herbat zmusić. Tylko woda. ;p
kasiarzyna007
14 grudnia 2014, 23:33a ja jakoś tak od zawsze byłam bardzo herbaciana :-) zwłaszcza jesienią i zimą wypijam jej mnóstwo pod każdą postacią, lubię czarną, earl grey, uwielbiam zieloną i pu-erh, biała też jest niczego sobie, a napary typu rooibos albo różne owocówki też chętnie wypijam, nie tylko jak dla mnie rozgrzewają, ale też hamują nieco apetyt i jest mi przyjemniej wypić coś ciepłego, gdy na dworze chłód, niż taką zimną wodę, choć samej wody oprócz herbat wypijam dziennie ok. 2l
Pszczolka000
14 grudnia 2014, 15:18No cóż, nieciekawie.. Nie obraź się, ale wydaje mi się, że masz z tym wielki problem. Chodzi mi o słodycze. Ja jestem słodyczomaniakiem i możesz zapytać mojego męża ile przed dietą tych dobrodziejstw w siebie wrzucałam. Chłonęłam całe góry słodyczy dzień w dzień! A teraz? 3 tygodnie minęły w piątek. Ze słodyczy, to jednorazowa wpadka z dżemem. Byłam tak upokorzona tym faktem, że postanowiłam dość takich wyskoków. A czekolada? Dostałam na urodziny spóźniony prezent akurat jak zaczęła się dieta i czekolada leży w szafce, nietknięta. Czasem też najdzie mnie ochota na coś słodkiego, ale ignoruję ją, a organizm już się przyzwyczaił do braku słodyczy. Jedyny cukier to łyżeczka cukru raz albo dwa razy dziennie do kawy. Musisz uświadomić sobie, że te słodycze czy inne rzeczy oddalają Cię od celu, który chcesz osiągnąć. Według paska masz jeszcze 10 kg przed sobą, więc zastanów się czy te słodycze są faktycznie warte Twoich wysiłków na diecie? Pozdrawiam i mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, ale takie jest po prostu moje zdanie ;).
kasiarzyna007
14 grudnia 2014, 16:05Wiesz, nie miałaś czym mnie urazić, bo ani razu żadnego łakocia nie zjadłam, moimi jedynymi grzeszkami były 3 herbaty posłodzone 1 łyżeczką cukru trzcinowego i kieliszek cydru. Nic więcej. Czekoladami i innymi słodyczami jestem wręcz obłożona z każdej strony w domu, ale nie jem, bo mam swój cel i już niewiele brakuje. Pewnie źle zrozumiałaś moje posty i sądziłaś, że poddałam się wszystkim pokusom, które na mnie czyhały, otóż nie :-) Muszę gdzieś wylać swoje frustracje związane z tym, że mam ogromną potrzebę na cukier, a już równo od tygodnia nie spożywam go w czystej postaci, pozdrawiam ;)
Pszczolka000
14 grudnia 2014, 16:15Ej ja nie wiem jak to czytałam, ale na serio wyczytałam z tego posta, że jadłaś słodycze xD padło mi już na oczy :P Także przepraszam i zwracam honor ;) Powodzenia dalej! ;)
kasiarzyna007
14 grudnia 2014, 23:30nie ma sprawy ;) wiesz, ja często mam olbrzymią ochotę na zjedzenie czegoś słodkiego, ale się powstrzymuje i to frustruje. Kiedyś wypełniałam sobie bardziej dla rozrywki test na uzależnienia i wyszło mi, że mam od słodyczy. Coś w tym jest, zwłaszcza, że teraz czuję takie jakby symptomy odstawienia. Chodzę poddenerwowana, myślę w kółko o słodkim, po powrocie do domu pierwszą rzecz jaką robię jest rzucenie się do lodówki i łakome patrzenie na jej słodką zawartość. Gdy już na prawdę nie daję rady, sięgam po 4 do 5 sztuk rodzynek i zwykle pomaga :)
Pszczolka000
15 grudnia 2014, 13:37Ostatnio mój mąż miał dużą Milkę z orzechami i ciasteczka. Siedział sobie i jadł, co prawda mi ślina troszkę poleciała, ale to dla mnie bez znaczenia. Skupiłam się na czymś innym i nie myślałam o tym. W szafce mam Michałki i czekoladę i wiem, że mogę w każdej chwili po to sięgnąć, ale im dłużej nie jem słodyczy, tym mniej mi się ich che ;)