Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
czwartek, czyli czwarty dzień


idzie świetnie, choć ilość gotowania zaczyna mnie dołować

Dziś powinnam być z siebie dumna i jestem! :-)

Zjadłam wszystko w idealnych porach, żadnych grzeszków, żadnych pokus, wszystko tak, jak być powinno, a na dodatek spalone ponad 370 kcal na siłowni (i wcale nie miałam ochoty już kończyć ćwiczyć, niestety obowiązki- tj gotowanie wzywało).

No więc właśnie! Gotowanie... Zwykle, kiedy pomieszkuje sama, bo rodziców z różnych przyczyn dłużej nie ma, gotuje sobie bez problemów, a jeden obiad starcza mi średnio na 3 dni, natomiast samo ugotowanie go nie zajmuje więcej niż 1h. Całkiem niezły wynik, jeśli ilość minut w godzinie podzielimy na ilość godzin, które przypadają na 3 dni.

Niestety odkąd jestem na diecie, spędzam dziennie około 2,5h w kuchni. W tym czasie powinnam była przygotować żarcia dla pułku, a spod moich (już wysuszonych od ciągłego płukania warzyw) dłoni wychodzą zaledwie 3 malutkie porcyjki jedzenia, które fakt faktem są bardzo smaczne, ale okropnie czaso- i pracochłonne. 

Pisałam już, że w preferencjach zaznaczyłam sobie, że mam mało czasu na gotowanie, a na dodatek, że niby umiem gotowaćm, aby zadanie było najprostsze z możliwych. I o ile faktycznie nie ma w tym nic trudnego, to czas poświęcany na kuchnię wydłuża się z dnia na dzień. Pewnie nie byłoby tak drastycznie, gdyby nie fakt, że od kilku dni muszę szykować posiłki z góry na cały dzień. Zamiast zatem spędzać ten czas na czytaniu lektur (sesja is coming) lub innych przyjemniejszych czynnościach, to wygotowywuję horrendalne ilości różnego rodzaju szamy. Zaczyna mnie to mierzić i przyznaję, że tęsknię już za zwykłą jajecznicą na maśle na szynce i kromką chleba... Jakże szybko, prosto, smacznie i sycąco. Nawet gdy szłam na 8:30 na zajęcia i wyjść musiałam ok. 7:30, to spokojnie wyrabiałam się z przygotowaniem śniadania. Teraz nawt śniadanie szykuję z wyprzedzeniem, bo przecież rano nie zdążyłabym rozmrozić i ugotować na parze groszku z marchewką...

Pierwszy raz od 4 dni spojrzałam łakomym wzrokiem na słodycze - mikołajkowe pozostałości. I tak zerkam na nie, przypominając sobie, że nie po to dziś godzinę biegałam i pedałowałam na siłce.

 Jeszcze sobie ponarzekam i wyleję całą frustrację tutaj, zamiast na mojego chłopaka, który zaraz powinien wpaść do mnie na noc. Ostatnią kwestią, która mnie trochę dziś przeraziła, to fakt, że dziś otrzymałam plan diety na kolejny tydzień. Jako, że waga pokazuje -3kg, to przeszłam z fazy natarcia do fazy spadku. Byłam pewna, że teraz dieta już będzie mniej drastyczna i z 1100 kcal wskoczy na ciut wyższy poziom. No cóż. Płonne moje nadzieje. Od poniedziałku mój dzienny limit wynosić będzie 1000kcal. 

Pozdrawiam ciepło :-)

  • Pszczolka000

    Pszczolka000

    12 grudnia 2014, 13:19

    Gratulacje utrzymania wszystkiego w ryzach! Oby tak dalej ;) Co do tego siedzenia w kuchni, to może poszukaj sobie w necie jakiś fajnych szybkich przepisów? Buźka ;)

    • kasiarzyna007

      kasiarzyna007

      13 grudnia 2014, 00:01

      Dzięki :) choć dziś juz bajki nie było. Dietetyczne przepisy- super stronka. Tylko wole się trzymać tej rozpisanej przez dietetyczke..

    • Pszczolka000

      Pszczolka000

      13 grudnia 2014, 14:16

      No ja sobie sama wymyślam co jak ugotować z tych rzeczy, które dietetyczka mi pozwala jeść :P

  • blekitnykocyk

    blekitnykocyk

    12 grudnia 2014, 11:39

    ja zazwyczaj w przerwie między zajęciami wpadam robić obiad. ;p a drugie śniadanie najczęściej rano przygotowuje wraz ze śniadanie dlatego dziwi mnie że tyle Ci to zajmuje. Wspomnę że wstaje o 6:45 a wychodzę 7:25 ;p

    • kasiarzyna007

      kasiarzyna007

      12 grudnia 2014, 11:54

      Widzisz, bo ja około 1h dojezdzam na zajęcia i nie mam możliwości wrócić w międzyczasie i przygotować obiad. Nie wiem też, jakie dania zawiera Twój jadłospis. Np ja dzis rano nie zdążyłabym oprócz 1. śniadania przygotować surowke na drugie :(

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.