Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
święta????
25 listopada 2009
Zaglądam do waszych pamiętników i widzę, że zaczynacie na poważnie przygotowania... Hmm.. No niby tylko miesiąc... Ale dla mnie AŻ miesiąc. Chyba jestem zramolałą tradycjonalistką ;-) Jedyne przygotowanie z mojej strony, które znacznie wybiega przed święta, to zrobienie ciasta na piernik. I takowe powstało 2 tygodnie temu, leży sobie w piwniczce i dojrzewa, ale tak na codzień to o nim nie pamiętam. Plan z grubsza też jest: wigilia zamiast parapetówy u siostry męża, a potem w zaciszu domowym, z małym dzieckiem lub w oczekiwaniu. Albo rodzinka sama w domu, a ja w szpitalu. Wielkich porządków przedświątecznych nie będzie, wielkich zakupów też nie. Wielkiego pieczenia też nie planuję. Piernik i makowiec + ciastka imbirowe i pierniczki na choinkę, ale to zrobią dzieciaki. Prezenty będą symboliczne i "rękodzielne".
Ponieważ oszczędzam siły (jak to pięknie brzmi :-)), moje przygotowania ograniczą się do uczenia dzieci kolęd i wycinania ozdób na choinkę.
Dlaczego taki dystans?
Wychowałam się w bidnej wiosce w górach na końcu świata. Tam święta miały magiczny wymiar. Ale tylko dlatego, że dla mnie - dziecka stawały się nagle. Któregoś dnia nie szło się do szkoły, mama zamykała się w kuchni, tata bladym switem biegł do lasu i wracał z gałęziami jodły, z których konstruował przemyślną choinkę. Wieczorem schodziła się rodzina (bardzo spora), kolacja wigilijna i kolędowanie. I prosto od stołu na pasterkę. W wielkim śniegu, czasem w okropną zamieć lub siarczysty mróz. Mały drewniany kościółek trzeszczał od wiatru i mrozu, ludzi pełno po brzegi, ciemno i tylko szopka rozświetlona. I ksiądz dygocący z zimna, wciskający ornat na kożuch i grzejący dłonie nad świeczką, żeby mu Hostia nie wypadła.
Potem biegiem do domu, długie spanie i nic-nierobienie przez dwa dni. Wędrówki po sąsiadach i rodzinie (wszystko w jednej wiosce, samochodów brak). Na stołach pachnące placki (bo piekło się je tylko na święta!) i bajecznie ozdobione choinki. Kolędnicy straszący dzieci, dorosłe chłopy poprzebierane za diabły, śmierć, kobyłkę... Jak taka banda wpadała do domu z widłami, kosą i Bóg wie czym, to dzieci nie wiedziały, gdzie uciekać. A oni i tak uganiali się przede wszystkim za dziewczynami :-)
A chwilę potem życie wracało do normy. Placki zjedzone, szkoła, praca...
Pewnie to sentymentalnie wszystko brzmi :-) Ale...
Teraz święta zaczynają się tuż po Wszystkich Świętych. Miasto całe obwieszone choinkami, bombkmi i światełkami. Straszą krasnale z napisem ....reklamującym wiadomy napój. Wszystko zawalone prezentami... Ten przesyt marketingowo-handlowy budzi moje rozdrażnienie i chęć zamknięcia się w domu, albo przynajmniej zamknięcia oczu. Cóż to za radość ze świąt, jeśli są to tylko 2-3 dni kończące okres szalonych zakupów, pogoni za prezentami, wyjazdów, zmęczenia i chaosu? A gdzie w tym wszystkim miejsce na "mizerną cichą.."? No więc nie lubię świąt.... takich. I od lat kilku zakopuję się z moją rodzinką w tej mojej bidnej wsi i czekam, że śnieg litościwie zawali drogi i przez parę dni będzie cisza (bo pługi śnieżne trafiają tam na szarym końcu :-)).
W tym roku musi być inaczej, ale warto zawalczyć, żeby zachować właściwe proporcje tego, co ważne i nieistotne...
Marekkk
26 listopada 2009, 18:01Takki jadlospis znalazlam w necie. Jeszcze nie dostalam skierowania na Kopernika. Narazie Pani Połozna kazala mi zastosować dietę dla cukrzyków, badanie na obciązenie glukoza 75 g mam zrobić 8 grudnia, 11 mam wizytę na ktorej dowiem się co dalej. W tym momencie ta cukrzyca mnie przeraża, bo w pierwszej ciąży nie miałam. Wiem ze mija ona po ciąży, ale to nie zmienia faktu ze musze sie zastosować do zalecen diety dla dobra i zdrowia swojego dziecka. Pozdrawiam
tomberg
26 listopada 2009, 12:06Taaak te historie porodowe spać niedające, to już calkiem tuż tuz... A te Tatry z okna... W sumie nie mam co narzekać na swój widok z okna też ośnieżone góry i to calkiem blisko, kilka km, tylko to takie taterki bardziej i ciut monotonne ale i zatokę widać i przy dobtej pogodzie lodowiec ze 100 km od nas. Ładnie.
aneczka102
26 listopada 2009, 09:22Kasiu, piękne masz wspomnienia!! I tak do nich pasujesz :-D. w małym kawałeczku rozumiem skąd jesteś taka jaka jesteś. A Twój plan na tegoroczne święta jest dobry. Rodzina zamiast szału zakupów i gotowania. Wspaniale :).
Marekkk
25 listopada 2009, 17:26sie rozmarzylam czytajac wspomnienia z dziecinstwa.... Takie dziwne rzeczy pozostaja w pamieci malego dziecka.... A to co piszesz to MAGIA Ta cala nagonka, chwyty marketingowe, kupowanie nikomu nie potrzebnych rzeczy... kolejki... co to za urok, co za swieta... Ja tez jakos nie planuje, nie kupuje, nie sprzatam na okraglo, wizyt nie przewiduje, cieple domowe zacisze, jedzenia moze ciut wiecej, ale tylko ciut... Wypieki to moze 1 gora 2 placki, na ile starczy sil z duzym brzuchem i marzenia.....
rumianek79
25 listopada 2009, 16:40ja z kolei czekam na święta bo tylko w święta spotykam się z moją rodziną... a tęsknię ogromnie za nimi... i ta tęsknota powoduje, że myślę o świętach, wyczekuję i planuję :)
tomberg
25 listopada 2009, 14:43My w tym roku zamiast szaleństwa przedświątecznego mamy szalone i niecierpliwe odliczanie dni do wyjazdu na świeta. Czyli nic nie robimy, tylko czekamy. 2 lata z rzędu wigilia spedzana we własnym szczuplutkim gronie bez rodziców, babć, dziadków, braci i sióstr w zupełności wystarczy. I atmosfera świąteczna dookoła guzik dała, tylko te tradycyjne potrawy, które przygotowaliśmy i pasterka pod zapchanym po brzegi kościołem były namiastką tych właściwych świąt. W tym roku będę się cieszyć nawet tą przedświąteczną szopką, wazne ze w Polsce.
alldonka
25 listopada 2009, 14:36nasze ciasto na piernikową szopkę też już dojrzewa :))
patih
25 listopada 2009, 14:32ale ja i tak lubię tę całą komercyjną otoczkę