Wywożę zaraz dzieciaki do szkoły na zabawę andrzejkową. Będę miała wolne popołudnie! Tylko dla siebie! Jak ja to kocham....cisza, spokój, żadne tam : Mamo popatrz! Mamo, ładne? Mamo, daj, mamo zrób....
Marzą mi się wczasy bez dzieci.....To było już prawie realne w przyszłym roku, bo smarkacze moje odrosły nieco od ziemi. Ale teraz znowu klops. W perspektywie znowu kilka lat z maluchem wczepionym w nogawki... No cóż, ponoć dość się wyszalałam za czasów panieńskich :-)
Kilka dni temu dostałam koszulkę z napisem "W górach jest wszystko, co kocham...". Zamknęłam się w pokoju i się popłakałam. Góry oglądam już tylko z balkonu przy pięknej pogodzie. Nawet gdybym mogła pojechać, to na żadną górę się nie wydrapię. A nawet jeśli, to kto by mnie zniósł na dół?
Nic mi nie zastąpi tego, co było mi dane przeżyć w górach, w długie tygodnie wędrówek przed siebie, z namiotem i suchym chlebem w plecaku. Ani nic nie wywoła takich emocji, jakie się czuje, gdy się staje po długiej mozolnej wędrówce na szczycie. Wtedy to się chce czasem płakać z radości, bo nie raz zdobycie szczytu okupuje się ciężką walka z samą sobą...
Było... minęło...
Mogę tylko spróbować zarazić swoje dzieciaki. Ciągam ich po Beskidzie Niskim w wakacyjne miesiące, pokazuję stare kapliczki, zawalone piwnice, zdziczałe sady... Tłumaczę, dlaczego tam tak pusto, dlaczego wypędzono tych, którzy tam żyli od kilku stuleci. Wyjaśniam, że w ich żyłach płynie też krew tych ludzi...
I jeszcze zaniedbane cmentarze z pierwszej wojny, na których tylko zające... I przechylone krzyże kamienne bezimiennych już Łemków, bo deszcz wygładził napisy wyryte przez pracowitych kamieniarzy z Bartnego...
Dla moich dzieci to wielkie puste przestrzenie, całkiem wysokie góry, dzikie lasy i niezrozumiała historia, którą w sposób głupi i bezmyślny zrealizowali dorośli.
Dla mnie to część... hm... duszy... Na tych pustkowiach łapałam równowagę, wypłakiwałam to, co było trudne i bolało, uczyłam się akceptować i oswajać samotność, poznawałam granice swojego strachu...
Było... minęło...
Teraz to się cieszę, jak mam pustą chatę przez kilka godzin :-)
Ponoć świetnym sposobem na chandrę jest zrobienie listy 100 rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni losowi ( Bogu, Przeznaczeniu...) i które nas cieszą.
Zaczęłam wczoraj. Więc cieszę się, że:
... mam dach nad głową (na polu leje i wieje),
.... mam co jeść (przyziemne, ale niezbędne!),
...mam dobrego męża, zdrowe, inteligentne dzieci, fajne rodzeństwo, miłych sąsiadów, ładny widok z okna, piwnicę pełną węgla, szafy pełne ciuchów, sprawną pralkę, urządzoną kuchnię, wiernego psa, zatankowany samochód, dobry sprzęt grajacy, zepsuty telewizor, działający internet, kolekcję świetnych książek, grono dobrych i sprawdzonych przyjaciół, ciepłą kołdrę, wygodne łóżko, drewniane podłogi, zapłacone rachunki....
Do setki jeszcze brakuje trochę, ale się wykombinuje :-D I nie ważna przy tym kolejność. Nie ustalamy hierarchii ważności, tylko piszemy, co nam przyjdzie w danym momencie do głowy.
I jeszcze... cieszę się, że mogę oglądać góry z balkonu :-D. Bo chyba jednak nie wszystko, co kocham, jest w górach. Całkiem sporo mam pod ręką :-)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Marekkk
24 listopada 2009, 17:35I tak trzymać))) Masz dobrego męża, fajne dzieci, rodzeństwo, sąsiadów, na których można liczyć i się do nich odezwać. Ładny widok z okna, też ważny. Piwnicę zaopatrzona w węgiel- okres grzewczy , szafy pełne ciuchów, pralkę, kuchnię, psa, samochód zatankowany, sprzęt grający, telewizor, internet, kolekcję książek, grono dobrych i sprawdzonych przyjaciół, kołdrę na łóżku, drewniane podłogi, zapłacone rachunki.... Zauważajmy to co mamy, nie to czego nam brak to wtedy świat będzie piękniejszy...
aneczka102
24 listopada 2009, 15:52Kasieńko, ja już tak mam, że jak coś palnę to albo w niebotyczne zdumienie ludzi wprawiam, albo przykrość im sprawiam. Przepraszam za komentarz poprzedni, współczuje bardzo straty ukochanych gór. Ale może faktycznie spróbuj z Bałtykiem... czasami da się pokochać po raz drugi :).
aneczka102
24 listopada 2009, 14:37Ja nigdy nie kochałam gór - nie lubię po nich chodzić. Za to nad Bałtykiem odżywam, ładuję akumulatory, płaczę, marzę, śmieję się jak nigdzie indziej. Kocham Bałtyk!! Podejrzewam, że właśnie tak naród jest podzielony - na miłośników gór (Ty) i miłośników morza (Ja) - i tak jest dobrze :). A w góry przecież wrócisz - a piszesz jakbyś miała ich już nigdy nie zobaczyć ;). Ps. Na pole się chodzi ziemniaki kopać :-P (przygadała Ślązaczka Krakusce!!)
agusia70
24 listopada 2009, 14:10aż się rozmarzyłam. Też myślałam, że już poporządkowane, bo dzieci odchowane, a tu nowa frajda. Pisałaś w pamiętniku, że masz kłopoty finansowe - mam 14 miesięczną córkę, może mogę cię czymś wesprzeć.
grubazona
24 listopada 2009, 13:40ale zazdrosze masz swiety spokoj:)) wykorzystaj bo nie wiesz kiedy znow ci sie trafi:))
annlee23
24 listopada 2009, 12:49Hm popołudnie tylko dla siebie...jak ja Ci zazdroszcze:) buziaki