Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
takie sobie gawędzenie
23 listopada 2009
Zawsze przez weekend robi mi się zastój pamiętnikowy. Komputer leży odłogiem (czyt. okupują go dzieci), ja zamykam się w kuchni na całą sobotę, mąż znika w garażu. Wpada co jakiś czas na łyk herbaty, usmarowany jak nieboskie stworzenie i z błyszczącymi oczyma rozprawia o śrubach, które udało mu się wykręcić, rurach, które pospawał, rdzy, którą zeskrobał....
W ostatnia sobotę pieścił się z moim samochodem, bo urwała się rura wydechowa. Kto to przeżył, ten wie, jak może taki samochód brzmieć... Wszystkie koty z okolicy gubiły ogony, jak przejeżdżałam :-).
Gdy dziś wsiadłam za kierownicę, zdałam sobie sprawę z tego, że ta rura musiała być dziurawa już od dawna, a ja myślałam, że ten podwyższony poziom decybeli to tylko przez silnik diesla... Więc dziś... cudowny cichy szmer silnika i nawet dało się radia posłuchać :-)
Rankiem zaliczyłam kawę.... u sąsiada. Pan emeryt "zagarnął" mnie na psim spacerze. Szybciutko machnął pyszną kawkę, wyłuskał ciasteczka i przegadaliśmy... trzy godziny. To niesamowite, że można ze starszym człowiekiem tyle tematów poruszyć i na poziomie podyskutować. Bez stanowiska: ja wiem lepiej, ja to przeżyłem, jak będziesz w moim wieku, to się przekonasz... Dialog i wymiana poglądów mimo czterdziestu lat różnicy wiekowej :-) Tylko gardło mnie trochę boli, bo sąsiad przygłuchy i musiałam baaaardzo głośno mówić... Przy okazji popłakał się wychwalając moje dzieciaki (które traktują go jak rodzonego dziadka), bo swoich dzieci i wnuków się nie doczekał. Dobra dusza jednym słowem.
To tyle wrażeń na dziś :-) Teraz trzeba mi do garów, bo dziecięta już w domu po szkole i jeść wołają. A potem buszujemy w szafach z córcią, bo jutro andrzejki w szkole, a ta mała to wymagająca bardzo, nastawiam się na poważne przymiarki :-D Mamusie z rady rodziców już zakupiły tony chipsów, paluszków i ciastek, więc jeszcze mnie czeka poważna rozmowa z latoroślami na temat skutków ubocznych przedawkowania tychże "smakołyków". Po ostatniej "uczcie" słodyczowej w szkole mała kaszlała przez cały tydzień i obnosiła spore bąble opryszczki na twarzyczce. Może to podziała jej na wyobraźnię....
Marekkk
23 listopada 2009, 19:28No kobieto co Ty masz za męża "pieścił się" z samochodem, bo urwała się rura wydechowa. Wiem co to znaczy bo takie zdarzenie miało miejsce, ale mój mąż niestety się nie pieścił z pojazdem, to nie w jego stylu... A Twoj to ładny pieszczoch...
somebody87
23 listopada 2009, 17:14nad książką to i ja potrafię:D i to nie nad jedną:D poza tym uczę się na leżąco więc nie wiele potrzeba do zyzania :) to śmieszne, jak absurdalne wymówki przychodzą gdy trzeba wziąć się do nauki :)
rumianek79
23 listopada 2009, 15:25świetny pomysł z tym schronem... w sumie tez zauważyłam, że żeby czuć się bezpiecznie psisko potzebuje mieć dach nad głową. Niestety pod łóżko nie mieści się już od dawna. Spróbuję coś w tym stylu wykombinować :)
aneczka102
23 listopada 2009, 14:52Fajnie, że tak się się "przyszyliście" z sąsiadem. Wy macie przyszywanego dziadka, a on przyszywane wnuki :-D. Mieć dobrych i życzliwych ludzi za sąsiadów to skarb!! A co do słodyczy i czipsów to ogólnie się z Tobą zgadzam, ale czy przypadkiem nie demonizujesz trochę ich wpływu? Życzę Ci miłego Dnia KasiuPelasiu!!
grubazona
23 listopada 2009, 13:49ja nie mam dziadka i zadnego nie znalam szybciej umarli niz ja zdazylam sie urodzic moja ostatnia babcia zmarla jakies 2lata temu wiec zazdroszcze ci brakuje mi takiego kogos ale jest mi latwiej bo nigdy nie mialam