Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dogonił nas kryzys...


Dziś już 18 listopada, a pieniążków jak nie było, tak nie ma. W teczce "Rachunki do zapłacenia" uzbierał już się stosik papierków. Za dwa dni trzeba zapłacić podatek, za 7 dni Vat. ZUS zaspokoiliśmy zaciągając dług u rodziny. Mąż ma tego pecha, że jego klientami są przede wszystkim placówki kulturalne, które teraz, po obciętych dotacjach z budżetu państwa i gminy "robią bokami" i nie płacą. I rozkładają ręce, że nie mają kasy i nie obchodzi ich, że ja za ta kasę, której oni nie mają, muszę nakarmić swoje dzieciaki. Zaczynam się bać. Przed nami narodziny dziecka, święta, a tu widoki marne...I świadomość kilku tysięcy długu (kiedy to tak się nazbierało?), bo od dwóch miesięcy już tylko karty kredytowe w użyciu i tylko w spożywczym...
No cóż... pewnie zakupimy jeszcze worek ziemniaków, worek cebuli i marchwi, worek mąki i zacznie się gotowanie tradycyjne...Żurek postny z ziemniakami, makaron z sosem cebulowym, kartoflanka, zupa marchewkowa... Damy radę :-)
Ale zaciskanie pasa ma też swoje dobre strony. Można wreszcie zauważyć, na ile zbędnych rzeczy wydajemy pieniądze. Albo inaczej: bez ilu rzeczy można spokojnie się obejść. Minimalizm stosowany :-)

Wczoraj mojemu bratu dzielna bratowa powiła syna. Gdy przyszła wiadomość, nie było mnie w domu, więc nie dowiedziałam się, czy mój braciszek dzielnie towarzyszył małżonce, czy "dał nogę". Wiem, że miał spore opory przed udziałem w porodzie i cały czas się wahał. Poczytałam sobie wczoraj nieco na temat udziału tatusiów w narodzinach ich dzieci. Opinie panów są skrajnie różne. Jedni nabawili się urazu do porodów i swoich żon, inni są zachwyceni i uważają, że brali udział w czymś wspaniałym i chcą jeszcze :-0. Wniosek nasuwa się jeden: nic na siłę.
Poza tym zdałam sobie sprawę, że ja sama nie chciałabym widzieć siebie, jak rodzę. Jak dobrze, że na porodówkach nie ma luster :-D. A mój małżonek, który podchodzi do tematu bez entuzjazmu stwierdził, że zawsze można zamknąć oczy i już. Przy narodzinach syna płakał (z nerwów i bezradności - tak twierdził), przy narodzinach córki cieszył się jak szpak na wiosnę, w pełni zrelaksowany biegał z dzieckiem na rękach po oddziale, a ja byłam zadowolona, że mam spokój :-). Teraz mówi, że jeśli będzie możliwość, to pójdzie, żebym miała większe poczucie bezpieczeństwa, bo inaczej pomóc i tak nie może...Dylematy człowieka czynu...
Za oknem szaro-buro, a ja -o dziwo!- nie daję się tym razem żadnej depresji jesiennej. Zwykle fatalnie znosiłam tę porę roku, a teraz ... Coś sie zmieniło na lepsze :-) Nawet trąbienie o wszechdopadającej, przerażającej świńskiej grypie mnie nie wzrusza. Wyłączyłam radio i świat od razu zrobił się piękniejszy i bardziej bezpieczny :-D A co do grypy... no cóż, stres i obawy na pewno nie pomogą w jej uniknięciu. Przyplącze się, to będziemy się martwić :-D Wywoływanie histerii przez media w niczym nie pomaga, a dużo szkodzi. Mam już dość słuchania o śmierciach i czarnych scenariuszach. 
Wczoraj dostałam maila od znajomej, która stwierdza "Zagraża nam straszna pandemia i pewnie wszyscy poumieramy..." Ona to napisała na poważnie. Leczy się na depresję, nie wychodzi z domu, bo boi się zarazić, odcięła się od ludzi i snuje czarne wizje końca świata...Bo oczywiście telewizora i radia wyłączyć nie potrafi...

LUDZIE!! NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ!!!

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę pogody ducha :-) To odstrasza straszne wirusy :-D

  • aneczka102

    aneczka102

    18 listopada 2009, 11:34

    Choć u mnie poród to sprawa daleko przyszłościowa, to mój mąż ma powiedziane, że może sobie tam być, ale ma stać przy głowie i nie zaglądać!! Gratuluję bratanka!! Będziecie mieli dzieci równolatki! Fajnie tak!

  • tomberg

    tomberg

    18 listopada 2009, 11:32

    Grypa kosi żniwa a my w domu miałyśmy jednego zagrypionego i udało nam się nie polec. I to przy Majce, której non stop trzeba przypominać zeby wyjęła paluszki z buzi. Bardzo częste mycie rąk i kichanie w szmatkę wystarczyło w tym wypadku.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.