Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
o miłości i słodyczach


Deszcz jesienny deszcz...
Smutne pieśni gra....

Moja córa ćwiczy do występu chóru z okazji Święta Niepodległości. To nic nie szkodzi, że nie mówi "R" i "pscółka" i "Joja". Zapał ma przeogromny i w pracowitości pokonała starsze chórzyski, którym nie chciało się nawet nauczyć tekstów. Może coś z tego dalej będzie....
Trzeba ponoć doszukiwać się talentów u swoich pociech, żeby potem nie było, że zmarnowane...
Synek od tygodnia buduje kombajn z Lego technic. Zamyka się w pokoju i zapomina o Bożym świecie. I kto mi powie, co z niego wyrośnie? Wychodzi tylko na posiłki i żeby się pochwalić, że silnik już zaczyna pracować, albo koła zębate nie trybią...
Szkoła świeci pustkami. W zerówce troje, w pierwszej klasie troje... Moim zdaniem dzieciakom nie służy kartonik zimnego mleka chłodną jesienią, prosto z lodówki. Ci, którzy wymyślili tę akcję, robią kasę, a dzieciaki chorują: grypy żołądkowe, przeziębienia, zapalenia oskrzeli... I jeszcze podkarmianie drożdżówkami, cukierami, ciasteczkami...Fajnie patrzeć, jak dzieci pałaszują słodycze i się im oczka śmieją. Tylko potem zdziwienie, skąd katary, obniżona odporność, brak apetytu, psujące się zęby...
Moja córa drugi tydzień spędza w domu. Złapała przeziębienie. Wyglądało to groźnie, ale domowymi sposobami sytuacja opanowana. Ale co widzę: po dwutygodniowej kwarantannie od dokarmiania słodyczami i soczkami mała zaczęła jeść zupy (sama!, a zawsze grymasiła i pluła), zaczynają jej "wchodzić" warzywa (do tej pory łaskawie jadła tylko ziemniaki) i woła jeść co dwie godziny. I zjada porcje, którymi ja bym się spokojnie najadła.
Po raz pierwszy kwarantanna jest tak  ścisła, bo zero kontaktów z babciami, ciociami i innymi dziećmi. W domu słodyczy zero, miód na najwyższej półce pod sufitem i wydzielany rygorystycznie. Skończyły się napady złości i złego humoru, dziecko spokojne i skupione nad malowanką.
Jeśli po powrocie do szkoły znów się zaczną problemy, to juz będę wiedzieć, od czego...
Może te moje poglądy wydadzą się dziwne i skrajne, ale obserwuję moje dzieci od siedmiu lat i widzę, co im szkodzi. I widzę, że wszelkie produkty robione i reklamowane z myślą o dzieciach, wyrządzają tym dzieciom ogromną krzywdę. Po wywaleniu wszelkich soczków, jogurcików, serków, kaszek i słoiczków wyciągnęłam moje dzieciaki z alergii. A alergolog nie mógł wyjść z podziwu, jak to się stało, że odstawiłam sterydy, maście i zyrtec, a dzieci się nie duszą i nie konają. Co ciekawe, moje dzieciaki łapią choroby tylko wtedy, gdy zaliczymy wizytę towarzyską i ktoś je podkarmi "czymś zdrowym". A gdy próbuję protestować, to nikt nie rozumie... Bo tak naprawdę nie chodzi tu o zrobienie przyjemności dziecku, ale zrobienie z siebie takiej fajnej cioci czy wujka. Jest tyle innych sposobów... Kredki, naklejki, książeczki, koraliki... Tylko to wymaga zastanowienia, a słodycze leżą wszędzie pod ręką, całe witryny w sklepach i jeszcze przy kasach, żeby może jeszcze się skusić...

No i miało być o rozwijaniu talentów, a wyszło o szkodliwości słodyczy :-D
Ale kochane kobiety, gdyby nas ktoś w dzieciństwie nie nauczył, że czekoladki sprawiają przyjemność, są w nagrodę, na pocieszenie, na otarcie łez, zamiast..., że towarzyszą miłym chwilom, są niezbędne w towarzystwie, przez nie okazujemy sympatię...
Gdyby nas nie nauczono tego wszystkiego, nie zakradałybyśmy się nocami do kuchennych schowków, nie zażerały życiowych niepowodzeń, nie pocieszały się czekoladami i ciachami, nie cierpiały z tego powodu, nie wstydziły się chwil słabości, nie musiałybyśmy wiecznie się odchudzać. Bo jedzenie (nie tylko słodyczy) nie byłoby lekarstwem na cierpienia duszy, usprawiedliwieniem słabej woli...
Nie uczmy tego swoich dzieci.... Nie chcę, by moja córka męczyła się przez całe życie, jak ja. I na pytanie : "mamo, kupisz mi lizaka?" odpowiadam: "nie córeczko, nie kupię ci lizaka, bo cię kocham".

  • Marekkk

    Marekkk

    5 listopada 2009, 19:27

    co ja widzę kolejna witalijka w ciąży, ale Tobie to uda się jeszcze w tym roku malucha powitać na tym świecie...Pozdrawiam

  • aneczka102

    aneczka102

    5 listopada 2009, 13:24

    Rzeczywiście radykalne masz poglądy, ale wszystko co piszesz daje do myślenia. Poza tym to Twoje poglądy i Twoje dzieci, więc innym wara od tego. Nie wiem czy będę prowadziła swoim dzieciom aż tak restrykcyjną dietę, ale jedno wiem na pewno - moje dziecko nie będzie grube. Ja byłam grubym dzieckiem i mój mąż też - swoim pociechom tego zaoszczędzimy. A babcie i ciocie będą musiały się dostosować do naszych zasad bo jak nie to nie zobaczą moich pociech u siebie!!

  • Lilith123

    Lilith123

    5 listopada 2009, 12:25

    Ogólnie też jestem wrogiem słodyczy,choć wiadomo że do końca unikać ich się nie da a zakazany owoc lepiej smakuje... więc czasem słodycze się pojawiają( szczególnie gdy wpadają goście i coś przyniosą), ale co ciekawe wystarczy równocześnie podać np. banany, gruszki czy suszone owoce aby mały zapomniał o ciasteczkach a dzieciaki znajomych działają podobnie. Jak na razie mały praktycznie nie choruje, bo katarku który ustąpił praktycznie bez żadnego leczenia nie warto liczyć:) Pozdrowionka!!!

  • tomberg

    tomberg

    5 listopada 2009, 12:10

    Widzę, ze masz bardzo rygorystyczne podejście do słodyczy. Ja tak nie potrafię bo sama dawkuję sobie słodkości codziennie ale tez obserwuję swoje dziecko. Moja córka ma tą mądrość dziecięcą i na pytanie czy chce kawałek ciasta odpowiedziała ostatnio dziękuję nie jestem głodna. W miom przypadku jedzenie słodyczy nie wiąże się z głodem, raczej z łakomstwem albo uzależnieniem.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.