Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
przetrwaliśmy... :-)


Nasze przejścia cmentarne skończyły się na tym, że zwiedzaliśmy okolicę w drodze na niedzielną mszę. Bo droga tradycyjna okazała się zablokowana przez policję (bez oznakowania i wcześniejszego zapowiedzenia). Więc próbowaliśmy od drugiej strony, ale tam też wyrósł jak z pod ziemi policjant, który tuż przed naszym nosem zrządził ruch jednokierunkowy ( i to nie w kierunku przez nas upragnionym...). W sumie to ta policja tylko zamieszanie spowodowała. Ludzie jeździli jak szaleni jakimiś bocznymi dróżkami, wjeżdżali na cudze podwórka, klęli na czym świat stoi. Do tego jeszcze dołożyć niedzielnych kierowców (omal nie staranowała nas kobieta, która jechała z dzieckiem i pijanym mężem na fotelu obok; tłumaczyła się, że ostatnio trzymała kierownicę 4 miesiące temu; mam nadzieję, że dowiozła rodzinkę w całości..) i staruszków bezradnie próbujących przetrwać w agresywnych przepychankach drogowych.
Efekt: do kościoła dotarliśmy piechotą ( ok. 3 km, bo nie dało się dojechać), samochód musieliśmy upchnąć na jakichś zakrzaczonych działkach. Parking przykościelny był pusty (sprawna akcja policji ), a kazanie w trakcie. Potem spacer na grób dziadków (gdzie nasz skromny znicz został przez przybyłą ciocię wepchnięty pod jakieś krzaczysko, bo psuł kompozycję nagrobka), powrót do samochodu pomiędzy zdesperowanymi kierowcami i wreszcie w domu....
W przyszłym roku startujemy na mszę o 7.00 rano, może policjanci będą jeszcze spać...
Wieczorem... zimno, mroźny wiatr od wschodu. Bierzemy psa i wybiegamy opatuleni na najwyższą górkę w okolicy. Łapiemy jeszcze zachód słońca i bieg do domu, bo nosy czerwone :-) Po sporej dawce tlenu dzieciaki padają wkrótce do łóżek, a rodzice mają wieczór dla siebie :-). I o czym gawędzimy? O świętych, w końcu to ich dzień. Odkrywamy, że św. Franciszek miał słabość do ciasteczek robionych przez św. Klarę i na łożu śmierci właśnie ich się domaga :-) I że św. Maksymilian chciał opatentować (w latach 30-tych XX wieku!!) rakietę trójczłonową do lotów w kosmos... A ponoć nie święci garnki lepią ...


Żona mężowskiego kuzyna urodziła wczoraj trzecią córkę. Zadzwoniła z tą wieścią niezbyt szczęśliwa prababcia, która stwierdziła, że jej wnuk jest wściekły, bo miał być syn. I że zabrali by się wreszcie za porządną pracę i budowę domu, a nie tylko ta Małgosia ciąże i dzieci... Że niby to jej wina... sama sobie dziecko zrobiła... wrrrr. Jakie te ciocie i babcie potrafią być wredne. Jak sobie o tym pomyślę, to ogarnia mnie totalny niesmak. A w efekcie nie chcę się z nimi widywać i rozmawiać. I tak wiem, że smarują nas równo za plecami... Kochana życzliwa rodzinka.... Takie włażenie z butami w osobiste życie.

Tak sobie myślę, że mało jest teraz rodziców decydujących się świadomie na drugie, trzecie i kolejne dziecko. Bo taka moda, taki styl życia, kariera, pieniądze, wygoda...bo presja rodziny i otoczenia też robi swoje.
A po drugiej stronie rzesza tych, którzy bardzo chcą, chociaż jedno... a nie ma. I coraz bardziej dziecko staje się prawdziwym cudem i darem Bożym. I jak to widzę, to coraz bardziej się cieszę, że nam się taki jeszcze jeden prezent dostał, chociaż niespodzianka. Żadne wstrętne gadanie cioć i babć nie zepsuje nam radości oczekiwania. A kontaktować się z nimi nie warto, bo po co sobie psuć humor?
A może im żal? Może zbierają teraz gorzkie owoce swoich decyzji z dawnych lat? Bo że pustka w ich życiu, to widać bez specjalnych zabiegów... Bo jeśli ich nieliczne dzieci błąkały się po żłobkach, przedszkolach, internatach, stołówkach barów mlecznych, nie miały okazji wykształcić prawdziwych więzi rodzinnych, były traktowane jak przeszkoda w robieniu kariery, zabierały czas i pieniądze... I jak dorosły, to sobie poszły... A rozgoryczonym mamusiom zostały koty...i zawistne komentarze na temat dzieci i wnuków. Nie pomagają, a żółć sączą.  Paranoja...

A miał być wpis pozytywny, optymistyczny....Ale tak się czasem wątek sam wylewa...
  • heket

    heket

    3 listopada 2009, 11:38

    jak piszesz. Wiele osób przechodzi przez życie samotnie i nie jest to ich wina, że nie mają dzieci. To nie jest kwestia wygody i kariery, tylko spotkania odpowiedniej osoby-męża, z którym tworzysz rodzinę i który zaangażuje się w wychowanie dzieci, a to jest bardzo trudne. Znam twórcze i spełnione gospodynie domowe, ale nie każdego stać na ten luksus...

  • meg1336bobo

    meg1336bobo

    3 listopada 2009, 10:02

    Ja też mam trzech chłopaczków i jestem szczęśliwa,najmłodszego urodziłam gdy starsi mieli 10 i 9 lat.Synek też był niespodzianką bardzo pozytywną-dziś ma15 miesięcy i jest ulubieńcem całej rodzinki.Pozdrawiam Cie bardzo cieplutko życząc zdrówka Tobie i maleństwu... Ps.lubię czytać Twoje wpisy!!!

  • aneczka102

    aneczka102

    2 listopada 2009, 14:17

    A ja bym chciała mieć trójkę. Ale chciałabym też, żeby każde miało swój pokoik, jak najlepsza szkołę i mamę w domu - żeby nie musiała pracować!! Tylko jak tego dokonać?? No, ale na razie wszystko i tak w sferze planów! A z rodziną to najlepiej na zdjęciach się wychodzi - wiadomo!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.