Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wiosennie


Pochwalić mogę samą siebie, że po raz pierwszy w życiu zrealizowałam swoje postanowienie noworoczne. Minęły cztery miesiące, a ja trwam w tym postanowieniu :-) Dumna z siebie jestem! Nie tydzień, nie miesiąc, ale cztery! Jest nadzieja, że nie odpuszczę łatwo.

Minęły dwa miesiące moich zmagań ze służbą medyczną. Z badań, które zrobiłam wynika, że jestem zdrowa jak ryba, a wszelkie dolegliwości to mam urojone. Tylko żaden lekarz mi tego nie odważył się powiedzieć, pewnie myśleli, że wystarczą znaczące spojrzenia :-) Jeden z nich, który robił mi usg piersi, porozmawiał ze mną szczerze, wybadał bardzo solidnie i zapewnił mnie, że w jego "działce" absolutnie w porządku, ale nie odpowiada za resztę. Przynajmniej nie wmawiał mi, że udaję....

I teraz nie wiem, co mam dalej robić. Czuję się źle, ćwiczyć nie mogę, na jedzenie nie mam apetytu a waga rośnie. Chyba powietrze u nas zbyt kaloryczne....

Majówkę spędzamy w domu. Dzieci zajęły się hodowlą ślimaków i stonki ziemniaczanej, więc cisza i spokój. Tylko na jedzenie wracają. A to oznacza, że garnki na kuchence non stop pracują. Czasem się zastanawiam, czy te moje dzieci nie mają przypadkiem zapasowych żołądków. Gdzie one to wszystko zmieszczą?

Mąż od dwóch dni pisze jakieś coś, co ma posłużyć komuś tam do oceny, czy go zechcą do pracy i na ile wycenią jego umiejętności. Z końcem maja kończy mu się obecny kontrakt i zostajemy na zielonej łące, jak nie złapie następnego. A że grymasi przy tym nie mniej, niż pracodawcy, to też i trudno znaleźć złoty środek. W każdym razie cała rodzina jest postawiona pod ścianą, bo mąż i tata ma prawo spędzać wszystkie wieczory i weekendy na "szukaniu pracy",  a w praktyce w knajpach z kumplami ("do znalezienia pracy są potrzebne znajomości"), na meetingach, konferencjach, pseudo-warsztatach i wycieczkach z koleżankami ("trzeba łapać kontakty i okazje"). 

Mówię sobie, że się zemszczę. No nie po chrześcijańsku to, ale na pewno to zrobię. Tyle że teraz się nie da. Ale poczekam, cierpliwa jestem. 

Kiedyś czytałam taką powieść, w której pewna hinduska kobieta postanowiła odpłacić się pieknie swojemu mężowi. Zrobiła to w bardzo kobiecy sposób: zaczęła dobrze go karmić :-) Facet się roztył, rozleniwił, zeszpetniał, sapał, pocił się i ogólnie było z nim źle :-) Nie pamiętam, jak się skończyło, ale pięknie to wymyśliła :-)

U mnie się tak nie da, bo mój może zjeść jak Obelix, a wyglada jak Don Kichot. Takie geny :-D Ale każdy ma jakąś słabość, która może się obrócić przeciw niemu :-) 

Kiedyś wpadłam na taki pomysł, żeby go zostawić na dwa tygodnie z całym majdanem na głowie. Tak nagle i bez robienia przygotowań. Żeby musiał sam ogarnąć wszystko to, co ja na codzień i żeby mu nie zostało ani 5 minut na jego pasje. Tylko że dzieci mi się żal zrobiło. Bo niestety alergicy mogliby nie przetrwać takiego surwiwalu bez poważnego uszczerbku na zdrowiu... Ale w trudnych momentach wyobrażam sobie, jakby to było i jakby się facet miotał :-) I od razu mi się chce śmiać i humor mi się poprawia. O teraz też! Już mi się gęba zaczyna śmiać :D

  • grubena

    grubena

    4 maja 2014, 18:05

    No,taka Kasiapelasia mi się podoba! Pozdrówka:)

  • Dariaaaaaaaaaa

    Dariaaaaaaaaaa

    4 maja 2014, 15:05

    powodzenia,na pewno się uda schudniesz na pewno .Duzo juz wytrzymałaś więc dalej tez dzasz rade

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.