Mąż wyszperał ze swoich kawalerskich archiwów taką książkę. Taki psycho-poradnik. Zrobił to w odpowiedzi na moje pytanie, jak udało mu się przetrwać 27 lat pod jednym dachem z toksyczną matką i nie zwariować. Twierdzi, że ta książka mu bardzo pomogła.
Czytam i stwierdzam, że złości można wspaniale się pozbyć, albo inaczej: można nie dopuścić do jej pojawienia się w sobie. Spróbuję opowiedzieć swoimi słowami:
Jeśli czujesz, że jakaś osoba swoim zachowaniem lub tym, co mówi, wzbudza w tobie poczucie złości, zastanów się, jakie jest źródło jej zachowania. Zastanów się, czy to, co robi i mówi wynika z :
a) jej niewiedzy,
b) jej choroby (umysłowej) lub zaburzeń osobowościowo-emocjonalnych,
c) jej głupoty.
Jeśli przyczyną jest a), to trzeba zadbać o uświadomienie (rani mnie, sprawia mi przykrość to, co robisz i mówisz, bo rzeczywistość jest inna... tu wyjaśnienie).
Jeśli przyczyną jest b), skierować na leczenie do odpowiedniego specjalisty lub wykazać współczucie z powodu nie radzenia sobie z emocjami i problemami, oferować pomoc.
Jeśli przyczyną jest c), to pamiętać, że NA TO NIE MA LEKARSTWA i najlepiej zachować w sercu LITOŚĆ dla takiej biednej, dotkniętej nieuleczalną przypadłością osoby.
Czyż to nie piękne? Mój wspaniały mąż przez wiele lat nosi w swoim poczciwym sercu litość dla swojej matki i to jest jego siłą i źródłem równowagi wewnetrznej.
I teraz już rozumiem, że gdy ja się złoszczę i tupię (co mi się zdarza, nie przeczę), jego mina nie oznacza cierpienia. On tylko analizuje i zastanawia się, jak mi pomóc (litości nie okazuje, znaczy się, że nie uważa mnie za głupią, tylko niezrównoważoną ).
A teraz ja przywołałam sobie w pamięci wczorajszą scenę z teściową, jej zacietrzewioną minę i zastanawiam się: nie wie, co czyni, chora, czy głupia?
I stwierdzam że wszystko na raz, beznadziejny splot. Zaburzenia ma ewidentne, już od dawna proponowałam jej psychologa (bo za psychiatrę by się obraziła). Na wiedzy też jej nie zbywa, izoluje się od ludzi i żyje w swoim wyimaginowanym świecie, bez racjonalnego kontaktu z rzeczywistością. A głupota ma u niej wymiar piramidalny, wiele razy dała jej ewidentne świadectwo.
Tak więc pozostaje mi litość i współczucie, bo pomóc już nie potrafię i chyba nie chcę. Tylko teścia mi żal, fajny chłop z niego. Dlaczego jej nie zostawił dawno temu? Kocha ją? A może czytał tę samą książkę i tak jest przy niej tyle lat z litosci? Bez niego byłaby bezradna jak dziecko...
I tym sposobem mój pamiętnik przerodził się w studium psychologiczne leciwego małżeństwa.
Dla odmiany napiszę coś, co jak najbardziej pasuje do Vitalii. Otóż na fali przygnębienia upichciłam danie z tego, co się dało znaleźć, czyli placuszki cukiniowo-czosnkowe. Polecam wszystkim amatorom zieleniny i czosnku: http://www.wielkiezarcie.com/przepis48429.html
Dzieciaki pochłonęły migiem i wylizały talerze. Na kolację chcą tego samego.
Słońce jeszcze nie zaszło. Świat jest piękny. I ludzie są życzliwi. Tylko czasem pojawiają się chmury, ale taka ich natura... po co się na nie złościć....
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
calineczkazbajki
30 lipca 2009, 23:43świetny jest ten psycho-poradnik :)<br> ps. Jezeli mozesz , to odpowiadaj na komentarz u mnie w pamietniku ,,, wtedy jestem na biezaco :)