Dziś mam wolne od szkoły. Synek pojechał z klasą d kina. On to lubi, więc nie spodziewam się dziś żadnych "atrakcji". Poza tym zadbałam o wzmocnienie mu motywacji: podpisaliśmy umowę, że jak zbierze 100 punktów, dostanie duże wymarzone LEGO technic. Żeby dostać punkt, musi być w porządku w szkole. Zależy mu bardzo, więc przynajmniej przez kilka dni będzie się nieco kontrolował. Miałam też rozmowę z dyrekcją szkoły. W pierwszej klasie synek dostanie wychowawczynię specjalizująca się w rewalidacji. Więc opieka będzie fachowa. Postanowiłam też sobie, że popracuję nad bliższymi relacjami z rodzicami. Nawet jeśli będą mieć chęć wyeliminować moje dziecię, to będą mieć opory ze względu na mnie. Bo trudniej występować przeciw komuś, kogo się dobrze zna i choć trochę lubi.
Coraz bardziej też zdaję sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to i nauczyciele, i psychologowie oczekują, że to rodzice trudnego dziecka rozwiążą problemy, a oni sobie czekają na efekty i ewentualnie podsuwają sugestie. Nie chcę myśleć, co by było z moim dzieckiem, gdybym nie miała wykształcenia pedagogicznego, wiedzy psychologicznej i ogromnej woli walki o normalne życie dla mojego syna. Niby jest cały sztab fachowców, którzy mają się takim dzieciakiem zająć i mu pomóc, ale to jest tylko ich praca. A pracę traktujemy różnie. I motywacja też jest niższa, niż u rodzica.
A tak podsumowując muszę stwierdzić, że winny jest przede wszyskim ułomny system edukacyjny, nastawiony na dzieci posłuszne, zdolne i bez żadnych trudności wychowawczych. Bo gdyby było inaczej, nie reagowano by przerażeniem na dzieci "kłopotliwe". A to one włąśnie najbardziej potrzebują ODPOWIEDNIEJ edukacji. Dziecko zdolne, zdyscyplinowane i prawidłowo się rozwijające i tak sobie poradzi.
Nizbyt ten temat do Vitalii pasuje, ale akurat nie o jedzeniu teraz myślę najwięcej :-D
A dieta jest ok, a właściwie to nie dieta. Rozczytałam się w książkach Montignac'a i doszłam do wniosku, że to jest to, co mi najbardziej odpowiada. Jem więc sobie do woli, dużo pyszności, gotowanie znowu mnie cieszy, a rodzina żąda tego samego, co jem ja. I przy tym wszystkim waga cały czas w dół! Powoli, ale systematycznie. I o to chodziło! Polecam wszystkim, którzy nie znoszą liczyć kalorii i chodzą wściekli i głodni :-D (ja to już przerabiałam; i nigdy więcej!)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy poczytują mój pamiętnik. Wasze dobre słowa dają mi dużo pozytywnej energii i siły do pokonywania trudów szarej codzienności. Dzięki Wam mogę więcej!
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Latarnia
24 marca 2009, 13:44o to tak jak moje dziś...też luz ale krótki bo rekolekcje. Ale był taki radosny i zadowolony jak wrócił z kościoła. Mówi że chce aby msza zawsze tak wyglądała. Całuski dla syna