Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
i po burzy...
16 grudnia 2011
Goście byli i pojechali. Miło było, bo chyba coraz lepiej dogadujemy się z siostrą. A kiedyś było fatalnie. Takie babskie wieczorne gadanie pomaga poustawiać sobie wiele spraw w głowie.
Dzieciaki bawiły się fantastycznie. Zaczynam rozumieć, dlaczego wielodzietne rodziny (nie z patologicznych środowisk!) mają przewagę pod wieloma względami nad tymi niebogatymi w dzieci. Mój Franik w ciągu dwóch tygodni zrobił niesamowite postępy :-)
Remont na piętrze dobiegł końca. Mnóstwo nerwów mnie to kosztowało (kiedy się wreszcie uodpornię na takie sytuacje?), ale wreszcie pan "złota rączka" sobie poszedł. Miły był, nie powiem, ale.... chyba za bardzo. Teściowa się odgraża, że jeszcze tu wróci.
Zaliczyłam zjazd studyjny. Owocnie było, intelektualnie górnolotnie.
Tym bardziej dotkliwy był powrót "na ziemię". Przez trzy dni mojej nieobecności dzieci zdążyły opróżnić zapasy pomikołajowe swojego kuzyna (a dużo tego było). Efekt: cała trójka chora. Tatuś zresztą też. Najgorsze, że Franek poznał smak czekolady. Teraz ropa leje mu się z nosa, oczu i bardzo kaszle. Na skórze miejscami powychodziły czerwone, szorstkie plamy. Pogratulowałam starszemu rodzeństwu odpowiedzialności i zabrałam się za gotowanie. Jak to nie pomoże, to lekarz tym razem nas nie ominie. A w przychodni dzikie tłumy (sądząc po zapchanym parkingu).
A teraz o mnie. Przeczytałam niedawno recenzję książki "Pszeniczny brzuch". Niestety nic nowego się nie dowiedziałam. Moja abstynencja pszeniczna (z racji karmienia malucha) spowodowała u mnie fantastyczne zmiany: pięknie schudłam, unormował mi się cukier i cholesterol, zniknęły wszelkie dolegliwości kręgosłupowo-stawowe, a rano z łóżka mogłam wyskoczyć jak sprężyna. Spałam po 6 godzin i to mi wystaraczało.
A teraz podsumowanie ostatnich ośmiu miesięcy, od kiedy zaczęłam jeść chleb (makaron itp.): zaczęłam gwałtownie przybierać na wadze (chociaż jadłam jak zwykle + 1-2 kromki chleba dziennie), wróciła senność i spadek energii, rano nie mogę "ściągnąć się " z łóżka, po schodach ledwie chodzę, na stawach rąk ( o zgrozo!) pojawiły mi sie guzki zwyrodnieniowe (wiem, co to jest, bo moja mama na to choruje) i przy tym trwający już trzy miesiące ból nadgarstków.
Wracając do recenzji: moja obserwacja potwierdza, że sprawa nie jest wyssana z palca. Pozostaje mi jeszcze doświadczalnie sprawdzić na sobie, czy przy ponownym wycofaniu pszenicy z menu uda mi się powrócić do kondycji sprzed roku.
Przymierzałam się do tego wielokrotnie, ale miłość do chleba (jak on cudownie pachnie i jaki chrupiący tuż po wyjęciu z piekarnika !!!) była silniejsza. Dlatego dla wzmocnienia postanowienia składam deklarację:
od dziś rezygnuję z pszenicy tj. chleba, makaronu, pizzy, sosów... i td.
i uczciwie napiszę, czy to przynosi skutek. Bo nie wyobrażam sobie życia "na pół gwizdka", bez chęci do wstawania z łóżka i bez radości życia.
calineczkazbajki
16 grudnia 2011, 18:22Słyszałam już nie raz o toksycznym działaniu glutenu , coraz bardziej mnie to intryguje