Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
raport
21 września 2011
Gęsi pokonane.Teściowa też :-) Koło domu wreszcie trawnik (po generalnym sprzątaniu) jak się należy. Mały mój jeździ samochodzikiem bez obaw, że mu sie opony będą ślizgać ;-)
Całą rodzinką weszliśmy w rytm szkół. Dzieci mają czas wypełniony na mksa, więc nie mają czasu na wymyślanie i robienie głupot. Rodzice musieli sobie przypomnieć, jak odrabia się lekcje :-)
Zamieszanie związane z rozpoczęciem roku szkolnego spowodowało, że zaniedbałam kuchnię. Częstsze niż zwykle pogryzanie kanapek zamiast porządnego posiłku zemściło się na nas drużynowo: wszyscy mamy katar i chrypkę. Ale kto się poddaje?
Dieta kanapkowa niestety mści się też i na wadze. NIe ważyłam sie, ale spodnie zaczęły mnie lekko cisnąć. Więc ten tydzień zdyscyplinowany u mnie i jak już się spotkam z łazienkową, to spodziewam się tego, co wcześniej i co mnie zadowala.
Mały Franik zaprzyjaźnił sie wreszcie z naszą psiną: robi sobie z niej tor do jazdy samochodzikami, a ona leży spokojnie i zezuje tylko, czy jej jakaś ciężarówka do ucha nie wjeżdża.
Moje studia jaieś byle jakie się robią. Niby to drugi semestr, ale nic się wiele nie dzieje. Obawiam sie, że pogłoski o tym, że wiele uczelni pozoruje tworzenie nowych kierunków, by pozyskać pieniądze unijne, nie są wyssane z palca. Poziom mnie satysfakcjonuje, ale na sześć przedmiotów, które znalazły sie w grafiku, zrealizowano dwa. Hm...Ale protestować na razie nie będę, bo mam zaległości nawet z tych dwóch. Innymi słowy: trzeba najpierw wymagać od siebie, a z tym - wiadomo - najtrudniej...
tomberg
21 września 2011, 19:11chyba przegapiłam wątek o studiach, fajnie postudiować. Ja zabrałam sie ostatnio na poważnie za naukę islandzkiego, zawsze to trochę czasu dla siebie i wytchnienia od dzieci :)