Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zostały dwa dni
29 sierpnia 2011
Wcale mi się nie chce do szkoły, buuu...
Córa zaczyna pierwszą klasę w szkole muzycznej. Pojutrze jedziemy na przymiarkę mundurka. Nigdzie nie mogę dostać czarnych butów wizytowych dla mojej panienki. A ponoć w Irlandii wszystkie dzieci w takich chodzą do szkoły i nie ma z tym problemu. U nas - nieosiągalne. W internetowych sklepach znalazłam tylko markowych baaardzo drogich firm (nie wyłożę 200-300 zł za buty, które będą kilkanaście razy użyte). Pozostaje mi jeszcze jedno miejsce: plac targowy (którego nie odwiedzałam od... x lat i który omijam szerokim łukiem, bo nie lubię tłumów; zastanawiam się czy to nie jest już jakaś fobia).
Weszłam dziś z wielkimi oporami na wagę. Wprawdzie nie wyświetlił mi się napis: "Proszę wchodzić pojedynczo", ale... no właśnie, nie wiem, co o tym myśleć. Bo przyłapałam się na tym, że nie wiem, ile chciałabym ważyć. Muszę nad tym pomyśleć (w wolnym czasie).
Dziś ciąg dalszy męczenia dyni (bo jak się już taką rozpłata, to trzeba ją szybko pokonać, zanim się zacznie psuć). Wczoraj były kluski kładzione z dyni z sosem mięsnym, dziś...jeszcze nie wiem...