Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
cztery dni wakacji
27 sierpnia 2011
Dziś sobie odpuszczam słoiki. Poszłam spać o 1.30 i dziś mam słoikowstręt. Może jeszcze zrobię jakieś pelati w soku, ale to nie dziś. W kuchni będę pichcić tylko obiad. W planach zupa dyniowa i jakieś delikatne risotto z warzywami.
Mamy klęskę urodzaju na poletku dyniowym. Rozpełzło się toto wszędzie, przytłoczyło i pożarło cukinię, ogórki; wdarło się do tuneli i udusiło paprykę; wychodzi na drogę i wpycha się pod koła samochodów. Widziałam wczoraj kierowcę, który zatrzymał swój pojazd i nogą próbował przeturlać dynię, która "zerwała się z uwięzi", pokonała kilkadziesiąt metrów (mieszkamy na górce) i rozgościła się na asfalcie :-)
Z racji klęski obmyślam sposoby zredukowania ilości tych pięknych "pomarańczy" :-) Wczoraj wymyśliła mi się tarta (dynia + pomidory + cebula+ czosnek + przyprawy, dużo przypraw) i była na tyle dobra, że została wpisana do mojej pięciogwiazdkowej książki kucharskiej :-)
Dzień zakończył się bardzo przyjemnym spacerem po północy. Wreszcie chłodniej, piękne rozgwieżdżone bezksiężycowe niebo, psina mokra od rosy i... ten facet, bez którego nie wyobrażam sobie życia :-) W tle widok na kombinat w Nowej Hucie, który nocą przypomina trochę wrota do piekła: dymy podświetlone łuną ognia (co oni tam robią? surówkę w kotłach topią czy co?), dziwne opary i przytłumiony łomot, jakby jakiś olbrzym wagonami rzucał...
Przypomina mi to opisy fabryk z czasów dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej. Wielkie kominy, dym, huk i ludzie - maleńkie trybiki ogromnej maszyny....
Przyjemnie patrzeć na to z daleka. Taki dystans....
tomberg
27 sierpnia 2011, 23:21Hej! Może pomyśl o eksporcie dyni do Islandii! tu za nic tego cudu natury nie uświadczysz... jedynie suche skorupy w helloween jako ozdoba w sklepach. Smaka narobiłaś tą tartą a mi się marzy ciasto z dyni i placuszki i zupa... Pozdrawiam :)