Wczoraj dieta w miarę ok. Obiadek u mamy więc był spory, ale kolacja już mniej obfita i na wadze 62,5. Niby tylko 0,01 od zeszłego tygodnia, ale ważne, że nie w górę 😀
Przed obiadem zaliczyliśmy spacer w Łazienkach. Oczywiście główną atrakcją było karmienie wiewiórek. Widać, że spacerowicze dbają o tamtejsze zwierzęta, bo wiewiórki zbyt głodne nie były a niektóre gołębie to takie utuczone, że nie mają siły latać.
Niestety nie poćwiczyłam wczoraj bo jakoś tak zeszło na niczym :)
Dziś też za bardzo nie poćwiczę bo angielski, no chyba, że z pół godzinki. A poza tym nogi bolą, bo w niedzielę zrobiłam 40 przysiadów. Taka jestem fit, że dziś się ruszyć nie mogę. WSTYD