Ja już po treningu. Następny wieczorem. Tak naprawdę po tym jak sobie ostatnio przez kilka miesięcy po dużym spadku wagi pofolgowałam, to chyba tylko on uchronił mnie przed tym, że nie odzyskałam dawnej wagi. Choć kiedy tak się zastanowię- nie dopuszczę do tego, żeby wróciła, bo za każdym razem wydaje mi się, że kontroluję to co się dzieje i wprowadzam środki zaradcze
Ale do tematu. tak sobie pomyślałam o treningu i o tym wszystkim co słyszę wokół szczególnie od tych, których jedyny wysiłek fizyczny polega na przejściu z kuchni do pokoju, albo spacer do auta.
Ćwiczę bo:
1) to jak narkotyk- po kilkunastu dniach regularnych ćwiczeń, o tych samych porach staje się nawykiem i po prostu mam na to ochotę, a jeśli mam zaplanowane określone godziny, to nie dezorganizuje mi to życia.
2) To działa!!!! działa, działa, działa- i kiedy czytam albo słucham, że rowerek stacjonarny jest do niczego, to mnie krew zalewa. ja zauważyła, mąż zauważył i świat zauważył, że bardzo wyszczuplały mi uda. Poza tym...są gładkie...wspomagam oczywiście cudownie drogim kremem, ale chociaż na pocieszenie powiem, że działa. ale- uda, brzuch, pupa, łydki...wszystko się ładnie rzeźbi i wysmukla. No oczywiście jeszcze robię brzuszki i kilka innych ćwiczeń, ale rower jest jakby osią wszystkiego.
3) mam lepszy nastrój i.... ładniej się poruszam :) Poważnie :)
PORADY DOBRYCH DORADCÓW:
Przyjaciółka: "gdybym tak przytyła, ćwiczyłabym chyba całymi dniami"
- no jasne, ciekawe...na ile wystarczyłoby jej pary, bo podejrzewam, że na jeden dzień. Kiedy okazało się, że po odchudzaniu przytyłam, opamiętałam się i... narzuciłam sobie takie tempo, że trening zajmował mi niemal cały dzień. rano, w południe i wieczorem, a że jestem na urlopie, to oczywiście radośnie wprowadziłam to w życie. Efekt, zamiast chudnąć, byłam wyczerpana i waga wzrosła. Poczytałam, okazało się, że do wszystkiego trzeba podchodzić z głową. Zwiększać czas, ale stopniowo i nie siedem treningów dziennie i od razu do bólu, tylko dwa, a nawet podobno najlepiej raz dziennie z wysiłkiem dostosowanym do możliwości- wystarczy spalać więcej niż się zjada i jest ok.
Mąż- " Jak Ci się nie chce, to sobie daj dziś spokój"
- mam wtedy w oczach mord. Ale może to jego sposób, bo zrobię na przekór
Znajomi: "Biegaj, to najszybciej odchudza"
- Spoko, tylko mam astmę, dostanę zadyszki w pięć minut, a oczy wyjdą mi z orbit i już mi tak zostanie. Ale biegam sobie w garażu, po kilka minut, zanim oczy zdążą zbliżyć się do krytycznego momentu.
Teściowa: (specjalistka od wszystkiego ) " w tym wieku (czytaj jak rozumiem podeszłym hahahaha) nie da już rady"
- nie ma to jak dobra motywacja.
megan292
25 lipca 2015, 18:17Teściowa dobrze mówi. W naszym wieku, a w moim to już w ogóle, nic tylko przygotowywać sobie kwaterę na cmentarzu :)
karaluszyca
25 lipca 2015, 23:55Dobra, ale ja chcę mimo wszystko tą wąską :D
karaluszyca
25 lipca 2015, 12:48Mój, od kiedy zobaczył efekty, zabrania kategorycznie- to raczej mi się zdarzają jęki - typu...moooogę? ale z drugiej strony jak sam mi z tym łazi przed nosem, to na jedno wychodzi :D
ayydaw
25 lipca 2015, 12:42Mnie najbardziej wkurza jak narzeczony mowi mi ,, nie cwicz dzis" lub ,, zjedz to ze mna" (czyli np frytki, schaboszczak w panierce, chipsy, paluszki i inne gow*na. Mam ochote go wtedy zabic
kawonanit
25 lipca 2015, 12:13Mnie strasznie wkurza, jak ktoś we mnie rzuca dawno obalonymi mitami typu "jesteś głodna to zjedz jabłko", albo "odpuść kolację bo już 19".....
karaluszyca
25 lipca 2015, 12:03Dokładnie, święte słowa, Ja wyznaję zasadę "słuchaj, uśmiechaj się i rób swoje :P "
aluna235
25 lipca 2015, 12:01To chyba tak jest,że najwięcej mądrych rad mają ci co najmniej robią. Ile to razy słyszałam "nie musisz chudnąć,dobrze wyglądasz" a kiedy kilogramy ubywały to ci sami mówili, że teraz to jest super.... Brak słów. Teraz robię swoje i nikogo głupio mądrego nie słucham. Te wszystkie 'dobre" rady to można o kant dupy rozbić. Pozdrawiam i trzymam kciuki