Dzisiejszy dzień dal mi w kość po całości - obudziłam się (niewyspana) o 5 i nie mogłam dalej spać. Potem pojechałam do dostawcy (praca) i spotkanie nie przebiegło po mojej myśli. Co więcej, jechałam w delegacje z typowym narzekaczem, wiec nalapalam złych emocji. Potem byłam zmuszona zjeść w Mc donaldze - miał być lunch, a nie było... ratowałam się Mc wrapem.
Potem w przypływie słabości zjadłam Bounty schowane w szufladzie... ale skrupulatnie dalej trzymałam się bilansu kalorycznego. Nie mniej rozmowa z szefowa mnie zdemotywowala, następnie okrutny korek w drodze do domu sprawił, że musiałam jeść w biegu - i skończyło się na objadaniu się. Standardowy schemat - pozwoliłam sobie na Bounty, wiec w myśl perfekcjonizmu i czarno-białego myślenia, dzień stał się stracony... yhhhh, nie jestem dumna z siebie, ale jest to część mojej pracy nad sobą, wiec musiałam o tym napisać.
Reszta wieczoru była już lepsza. Spotkanie ze znajomym na dobrej kolacji... rozmowa, nadrabianie zaległości. I fakt, że gdy miałam ochotę na deser, on odmówił z tekstem: pamiętasz jak kiedyś śmiałem się z Twojego stylu odżywiania? Teraz sam go stosuje. Miałaś rację. To jest właściwa droga. Nie zbaczaj z niej, bo masz jeden słabszy dzień. To też cześć Twojego rozwoju.
Nie rezygnuj. Jeśli ty nie dasz rady, to kto da?
Aspekt psychologiczny: relaks. Po całym stresowym dniu, na jego koniec odnalazłam spokój w sercu.
Aspekt fizyczny: brzuch. Przejedzony, lekko odstający. Musze przetrawić ;-)