Jest jeden minus późnego wstawania. Wczoraj byłam u znajomych, tak szybko leciał nam czas, że nim się spostrzegliśmy minęła godzina 3. W łóżku byłam o 4, bez nastawionego budzika obudziłam się po 10.
Hulaj dusza, piekła nie ma, za to są wakacje
I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że pod koniec dnia (choć jeszcze przed kolacją) mam na koncie 1300 kalorii. Drapię się w głowę i myślę - kurka, no coś mało. I powoli obserwuję cały dzisiejszy jadłospis, który wydaje mi się niewspółmiernie mały do poziomu najedzenia.
Aha, tu cię mam! Przyczyny były dwie: Po przestawionym harmonogramie snu nie miałam ochoty robić nic dobrego na śniadanie, zjadłam więc kromkę chleba z szynką. I powalającą ilością 200 kalorii ( przy czym zwykle jest to 300-400). Drugiego śniadania się w ogóle nie opłacało jeść, bo o 13 połowa obiadu (zupka kolagenowa na stawy, bo mam z nimi problem ).
Obiad właściwy spędziłam z pięknym łososiem na parze, (nareszcie porządną ilość białka).
I tak oto zatrzymałam się na 1300 kaloriach. Zjadłam do tego trochę orzechów, żeby podbić kalorie. Nie zjem 300 kalorii na kolację, bo jestem napchana jak cycki Pameli Anderson
Aaa, no i najważniejsze! Postanowiłam się ważyć codziennie, żeby kontrolować czy zwiększenie kaloryczności mi nie szkodzi. Wręcz przeciwnie, waga nie wariuje, wszystko pod kontrolą! Dzisiaj powitałam wspaniałe
66,5 kg!
VikiMorgan
12 lipca 2014, 19:07zrób sałatkę i z winegretem :) od razu odp ilość kcal się pojawi :)
Kame93
12 lipca 2014, 20:01Dzięki! super pomysł! :)