Błędnego koła ciąg dalszy. 3 dni diety, 2 obżarstwa i tak w koło i w koło.
Miliony dzienniczków, miliony notatników, pamiętników, a każdy z nich kończący się maksymalnie na 5 dniu. Obżarstwo, czekolada, wafelki, lody, kanapki z serem, i jeszcze jedna czekolada. I tak co 4 dni.
i nie pomaga siłownia, rower, i plany wakacyjne.
i nie pomaga waga wskazująca 10 kg do przodu.
i nie pomagają ciuchy, w których się nie mogę zmieścić.
Nic nie pomaga.
Przytyłam, w myślach sobie mówię: nic przecież na to nie poradzę. Bredzę jak potłuczona.
Przecież jestem jedyną istotą, która może coś na to poradzić? Czekam aż ktoś za mnie to zrobi? czekam aż ktoś mnie zmotywuje?
To czekanie ma trwać może do kolejnych 10 kg.?
Dzisiaj jest dobrze, dzisiaj mogę pisać, że mam motywacje, ale dzisiaj jest dzisiaj, a jutro nie musi być takie jak dzisiaj.
Nie wiem czy to emocje, samotność, sama nie potrafię zidentyfikować tych impulsów. Chociaż nie tracę wiary w jutro i mam nadzieję, że w końcu zawalczę o siebie i pomyślę o sobie, a myśl ta będzie dla mnie największą motywacją.
Wpis trochę mało pozytywny ale adekwatny do mojego obecnego stanu.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę łatwego, bezproblemowego tygodnia, buziaki.
menu:
I: kasza manna a wodzie i mleku
II: milki way, banan
III: 2 duże burgery z tuńczyka z 40g fasolki z olejem lnianym i łyżką bułki tartej, kawa z mlekiem, 30g kaszy gryczanej
IV: jogurt grecki z jagodami, inka z mlekiem