nudzi mi się...
dzwoniła tamta z Peramy, co udawała w sobotę, ze to nie ona odebrała jej komórkę. dzisiaj normalnie zadzwoniła poprosić, bym jutro do niej przyjechała. więc jadę, wyciągnę z niej kasę.
poza tym, to praca z babcią przełożyła się na poniedziałek, bo coś tam. teraz zadzwonię do córki tej babci.
...
zadzwoniłam... kobieta prosto z mostu powiedziała, że płaci 600 euro za miesiąc. z tym, że ona chce również sobotę, ale już powiedziałam, że nie da rady w sobotę. mam być od poniedziałku do piątku po 11 godzin oprócz czwartku, gdy będę krócej od 8:30 do 13:00. w poniedziałek mam tam być, i zaczynam pracę. pomyślałam nad tym, i gdyby mi dawała 150 euro co tydzień, to tak, pasuje mi. ona nawet ubezpieczenia nie chce płacić. więc 600 to malutko, ale teraz nie mam w czym wybierać, więc przyjmę to , póki co, wytrwam, dorobię co nieco w sobotę i może na niedzielę coś znajdę. w każdym bądź razie jeśli zechce dawać 150 euro za tydzień to wchodzę w to. zapisałam to sobie na kartce bym wiedziała, co jej powiedzieć. Anita twierdziła, ze jak mi powie 750 to mam powiedzieć, ze to mało, a tu lipa, jeszcze mniej powiedziała... ale co tam. przeżyję.
przyszedł dzisiaj rachunek za ostatni miesiąc za komórkę i za domowy. 39 euro. poczeka trochę. jutro zarobię na kartę na autobusy i pociągi. a w sobotę zarobię nieco na rachunek. dobrze będzie. ale zaznaczam, ze poszukiwania trwają dalej. nie zatrzymam się. och Boże daj mi siłę, bym wytrwała w tym życiu...
chatka Puchatka już jest w polewie i w posypce, cała kakaowo-czekoladowa z posypką. no nic... zbieram się do kąpieli i lulu.... pod ciepłą pierzynkę... dobranoc koteczki!!!