Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
najlepszy weekend pod słońcem!!!
18 lipca 2010
dojechaliśmy na pewną mini plażę, o której istnieniu nie miałam jeszcze pojęcia, o godzinie 22:22. było tam kilka, może cztery, może pięć grupek z namiotami, więc i my rozłożyliśmy się i... hyc do wody!!! woda była cudnie czysta i cieplutka!!! ale ciemno było, więc się fajnie pływało. ze mną popływał tylko Wojtek. reszta wymyślała tysiąc powodów, by jeszcze nie wejść do wody. a to, że jeszcze za wcześnie, że dopiero co przyjechaliśmy, a to, że już za późno i za zimno... a ja miałam to gdzieś i pływałam w tą i z powrotem, ponieważ było cudownie. powoli upijaliśmy drinki, aż w2 końcu chłopaki rozpalili drinki. było ich trzech, zaś my dwie. okazało się, że jednak przyjadą Tomi z Olą, ale po jakichś dwóch godzinach zostawili nas, bo już późno. swoją drogą, to jechać trzy godziny po to by wrócić po dwóch... ale to nie moja sprawa. jakie mieliśmy napady śmiechu, normalnie do bólu brzucha!!! muzyka z telefonów, czasami muzyka podsłuchana od sąsiadów, którzy biwakowali tam i impreza plażowa wrze!!! ja co rusz pływałam, nie tylko z upału ale dlatego bardziej, że woda to mój żywioł!!! a nad ranem, gdy obudziłam się jako pierwsza, to było trochę chłodno, wiec czekałam niecierpliwie, aż się słońce pokaże. Darek spał w namiocie, a my... Renia weszła do śpiwora i udawała, że śpi, później zmorzyło Wojtka, w końcu i ja przykryłam się śpiworem, ale zastanawiałam się nad D., który siedział i sączył kolejne piwo. widać było, że już zasypia, ale jak się odezwałam, to powiedział, że ktoś musi czuwać. odpowiedziałam, żeby się nie wygłupiał i położył, i jak się wyłożył pomiędzy mną a Renatą, tak po dwóch sekundach zasnął chrapiąc. i spał najdłużej ze wszystkich. rankiem więc założyłam maskę i pływałam nurkując nieco. ach jakie cudne rybki widziałam!!!! a jedna to była niesamowicie piękna!!! była trójkolorowa: pomarańczowo, błękitno zielona, fosforyzująca!!! no prześliczna!!! kilka razy ja widziałam, aż w którejś chwili Renata wróciła z morza, mówiąc, że jeden co łowi ryby złowił taką kolorową... no cóż... była sobie rybka... długo by pisać o tym weekendzie!!! wszystko było super, a na koniec niespodzianka... guma... no ale na szczęście było trzech facetów, więc bam bam zmienili koło na zapasowe i wróciliśmy powolutku... prowadził D., zajechaliśmy na Dafni, D. i Wojtek wysiedli, Renia wreszcie doczekała się, by prowadzić swój samochód. pomyliła drogę, tam gdzie byliśmy sześć minut od Pireusu, skręciła w prawo i dalej szukaj drogi , zjazdu by wrócić na Pireus... zamotała się przez swojego GPS-a, który non stop kazał skręcać w prawo... a tam gdzie kazał skręcić w prawo za dwieście metrów, tam akurat Renia nie dosłyszała i pośpieszyła się... gdy w końcu zajechaliśmy pod mój blok, zadzwonił D., pytając czy już śpię... za kilka minut porozmawialiśmy i nie chciał wierzyć, że dopiero wchodzę do domu... a gdy weszłam w drzwi.... masakra!!!! jak w piekarniku dosłownie!!! szybko drzwi i okna pootwierałam i wskoczyłam pod zimny prysznic, który trwał z godzinę!!! później do łóżka i spałam do niedawna jak zabita. jutro o piątej wstaję do pracy. popracuję tylko cztery godziny. szkoda, że musieliśmy wracać... zamieszkać na takiej plaży... ach marzenia!!!
otoja1981
19 lipca 2010, 09:15namawiam mojego s. na urlop w grecji i broni sie jak ognia - teraz wiem, ze nie powinnam sie poddawac, bo to co opisalas brzmi jak niebo na ziemi! sciskam cieplutko x
JulkaAlf
18 lipca 2010, 22:34oj i ja też zaroszczę tak wspaniałego weekendu:)
adriana100
18 lipca 2010, 22:04takiego weekendziku. Ciepła woda, śliczne rybki marzenia. Pozdrawiam