Podjęłam decyzje. Świadomie.
- Cholera, przecież ta decyzja zagraża mojemu życiu...- myśli się kłębiły.
Właśnie te myśli krążyły wokół mojej głowy. Decyzja podjęta.... ale? Co dalej? Jechać, czy nie jechać? W końcu wakacje zamówione. Ale co z tego. Brzuch jak bolał tak boli... Co prawda mniej. Ale nie mogę narażać swojego życia dla tygodnia przyjemności.
Decyzja jednogłośna: Konsultacja u drugiego lekarza.
Pojechałam za godzin kilka do lekarza za miastem. Decyzja? Ta sama. Wyrostek robaczkowy. Do wycięca. Mam przyjechać do szpitala jutro wieczorem a pojutrze rano operacja.
Stres, smutek, żal- emocje, które spędzały mi sen z oczu.
- Ale co ja mam robić?Zdrowie jest najważniejsze. Nie chce operacji. Ale to boli. Hmmmmm...- chwila namysłu.
- Podejmę się operacji raz i będę miała spokój na całe życie, będzie bolało, będę dochodziła długo do siebie, stracę miesiąc jak nie lepiej wakacji, nie pojadę na urlop za granicę....- myśli pędziły jedna za drugą.
- Halo, halo?Jest tam rozsądek? To moje zdrowie. Zdrowie mam jedno. Czas zadbać o siebie, o swoją przyszłość.
Tak. Decyzja jednogłośna- podejmuję się operacji.
Pobyt w szpitalu był pierwszym moim pobytem (wydawałoby się tak długim, a naprawdę krótkim, bo zaledwie 5 dni) właśnie w takim miejscu. Strach towarzyszył mi o każdej porze dnia. Chyba tylko wtedy mnie opuścił, gdy byłam nieświadoma po narkozie.
Wszystko w szpitalu odbierałam bardzo przykro. Ci ludzie- wszyscy cierpią, wszyscy są chorzy. Ja- ledwo idę do toalety, wszystko mnie boli, nie wiem co się dzieje dookoła mnie. W końcu szpital to niecodzienny widok, ale jeśli ktoś już tam trafi na dłużej , to zapamiętuje ten obraz na długo....
Miesiąc rekonwalescencji.Dieta- lekkostrawna, nie obciążać się, nie uprawiać sportu, mało stresu (a to tak można?!) i bla bla bla. Miesiąc ten spędziłam książkowo- robótkowo. Zagłębiłam się w swoje pasje. Jako, że jestem fanką kina, nadrobiłam kilka zaległych tytułów.
I proszę! Minęło szybko? Na pewno tak!
Kiedy powróciłam na dobre na Vitalię- bo wcześniej pojawiałam się i znikałam- ważyłam 86 kg. Po tych wszystkich przejściach ważę dziś 79,9 kg. Bardzo się cieszę że udało mi się schudnąć w końcu do wagi z "7" przed. Niestety wadą jest to, że schudłam takim kosztem. Niby dobrze niby źle?
Dla mnie BARDZO dobrze! I się z tego cieszę niezmiernie! Dochodzę do zdrowia, powoli dołączam ruch i staram się dbać o moje zdrowie. Bo zdrowe mam jedno. Każdy z nas ma jedno. Dlatego warto dbać o nie.I nawet jeśli żyjemy przyjemnościami przyziemnymi, materialnymi, to zawsze trzeba pamiętać że nasze zdrowie też czeka na przyjemności! Na odrobinę ruchu, na zdrowe jabłuszko, na szanowanie jego! Więc dziewczyny! Żadne fast foody, Coca Cola, słodycze nie dadzą nam przyjemności! Jest to przyjemność powierzchowna! A zdrówko na tym ubolewa!
A więc pielęgnujmy nasze ciało i ducha a zdrówko na pewno nam kiedyś "podziękuje" w przyszłości!