No i znowu odzywa się moja ciemna strona.
Ale po kolei.
Skończyłam swoje wpisy w roku 2008, ale to nie oznacza, że skończyłam swoje odchudzanie, otóż nie - tak skutecznie się odchudzałam że 30 lipca 2010r. ważyłam dokładnie 94,6 kg. Fajne odchudzanie, no ale ja właśnie taka jestem. Nie będę się rozwodziłam nad tym, że nie wiem skąd i tak dalej- prawda jest taka, że żarłam na potęgę. Trafiłam pod opiekę super pani dietetyk, która bardzo mi pomogła, dzięki niej w kwietniu ważyłam 58 kg. Ale na mnie moja waga również zrobiła wrażenie, także sama się zaparłam i jadłam tylko to co mogłam i wtedy okazało się że można wytrzymać bez słodyczy, alkoholu i innych przyjemności.
No ale co z tego jak od maja jestem "na własnym garnuszku" tzn. bez pani dietetyk, no i tutaj wkroczyła moja ciemna strona, jeszcze w maju się dobrze trzymałam , natomiast później popłynęłam- po drodze wyjazd połączony z weselem= obżarstwo
- super urlop= jeszcze większe obżarstwo
- kolejne wesele= obżarstwo
- długi weekend majowy= wielkie mega obżarstwo.
Efekt- dzisiaj próbowałam założyć spodnie, które jeszcze miesiąc temu nosiłam i były luźne - dzisiaj ich nie dopięłam.
Więc aby nie popełnić znowu tego samego błędu od teraz biorę się za siebie. Koniec wymówek- " że impreza". Zapożyczam motto jednej z Vitalijek- "najważniejsze to przeżyć jeden dzień", bo dieta właśnie składa się z takich pojedynczych dni.
Więc zaopatrzona w wodę, gumy do żucia oraz wydruk mojej diety zaczynam od dziś.
Ważyć się będę codziennie, ale tylko wagę sobotnią będę zapisywać na pasku. Codziennie będę też zapisywać tutaj jak mi poszedł poprzedni dzień. Musi mi się udać - tym razem muszę, a raczej chcę schudnąć do 52 kg, gdyż przy 58 kg zbyt szybko można zobaczyć 60 kg i więcej.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.