Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Stało się...


No i stało się. Osiągnęłam swoje maksymalne wymiary. Nie wchodzę na wagę, bo chyba bym umarła na zawał. Wystarczy, że w biodrach mam 95 a w udzie 56, gdzie w obydwu miejscach jeszcze miesiąc temu było ok.4 cm. mniej. Wcześniej przeżywałam, że jestem gruba. Teraz naprawdę jestem. Wstydzę się chodzić w czymkolwiek. W spodniach się  nie mieszczę, a jak już wcisnę, to wyglądam jak baleron. Nie mam ubrań, w których wyglądałabym w miarę dobrze. Zaczęłam tracić kontrolę nad jedzeniem, nad sobą. I nie będę się tłumaczyć problemami osobistymi, bo to żadna wymówka. 

Jedyna dobra wiadomość ostatnio to taka, że dostałam się na moje wymarzone studia magisterskie. 

I to był właśnie bodziec do zmiany. Powiedziałam sobie: Nie zaczynaj nowego etapu w życiu ze złym humorem, z masą kompleksów, z niechęcią.

Od dziś zaczęłam dietę. 
Ale już bez żadnych odpustów, bez żadnych wymówek.
Koniec z tym.
Chcę być w końcu szczęśliwa.

Wracam na dobre.

Menu dziś:
Śniadanie: 2 kromki ciemnego pieczywa, 2 plastry sera, pomidor
II śniadanie: kanapka z serem
Obiad: zupa pomidorowa (bez śmietany)
Kolacja: 2 jabłka

Wiem, powinnam jeść pieczywo tylko raz dziennie, ale wstaję o 4:45 rano do pracy i to jest najszybsze śniadanie.
Będę wstawała 5min wcześniej i wracam do owsianki.

Będzie dobrze. 

  • siczma

    siczma

    15 lipca 2013, 21:22

    Nie martw sie, tylko weź w garść, wszystko da sie nadrobić!;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.