Kijków nie było. Pierwszy i potem następne rzuty okiem za okno ukazały mi wilgotną rzeczywistość. Brrr, to nie dla mnie.
Opanowało mnie klasyczne lenistwo i nieróbstwo, objawiające się zalegiwaniem kanapowo-przedtelewizorowym. Jedyne wysiłki fizyczne - prasowanie i zrobienie gęstej zupy grzybowej. Jedyne wysiłki umysłowe - dłubanina nieśpieszna przy layaucie strony firmowej, obróbka zdjęć, przeglądanie wyświetlań w różnych przeglądarkach, itepe. Nawet pasjansa nie warto zapuścić.
Chodniki wyschły dopiero późnym wieczorem, jakoś wole chodzić o zmierzchu i wczesnym wieczorem. Nie poszłam.
Głowy mi za to nie utną. Chyba że sobie sama.
Bardzo późną nocą chwycił mnie kompulsik, 2 kromki chleba i majonez. Zjadłabym więcej, ale wyskrobałam słoik do czysta.
Potem runęłam do kompa, policzyłam..... a potem jeszcze raz policzyłam. I nie mam wyrzutów sumienia, wszystko razem z całego dnia i nocy dało w sumie 1487 kcali.
Pomyślałam sobie, że dla niektórych to jest ilość odchudzająca.... a mój organizm tyje na samą myśl o przekroczeniu 1500 kcali, durny taki.
ps poranne
O widoku w wyświetlaczu wagi nie będę pisała, bo mi wstyd. Przed sobą i przed Wami.
Poza tym boli mnie cała długość przewodu pokarmowego. Nie, nie z przejedzenia. To takie tam, czasem mi wraca....
Rzuty oczami za okno okazują zachęcającą suchość chodników....
karinadulas
26 listopada 2009, 17:30oj jak dobrze ze majoneziku nie było za duzo
sezamek68
26 listopada 2009, 12:31oraz słoneczność nieba też.Ja mam już oddeptane 12km. ;-) miałaś zdradzić swój tajemny patent dietetyczny-przegapiłam coś?