Znowu testuję granice własnych możliwości. Po pływaniu. Po bieżni. Po rowerze. Teraz nordic walking. Dzisiaj przeszłam ponad 10 km. Średnia prędkość 5,03 km/h, czyli mniej niż ostatnio, mniej niż na trasach 6 do 8 km. Po prostu pod koniec trasy gwałtownie mi spadla wydajność... no, nie wlokłam się noga za nogą... ale szłam zauważalnie wolniej.
Waga nie okazuje mi już nienawiści, nie wyśmiewa się z moich wysiłków. Ale jeszcze mnie nie kocha... niestety.
Po cichutku zwierzę się, że robię na sobie pewien experyment dietetyczny. Od 5 dni. Chyba pierwszy raz w życiu stosuję dietę. Osobistą. Taki własny sposób. Żeby oszukać ssanie w żołądku, żeby zmniejszyć napięcie w jelitach. Jeśli mi się uda, to się podzielę pomysłem.
Zassane dzisiaj 1302 kcale
Spalone na kijkach około 500
BILANS - zadowalający
Emwuwu
23 listopada 2009, 17:52Twoją ochotę do łażenia!:) Hmmm..5,03 km/h to prędkość tramwaju na zwrotnicach,hi,hi. Pamiętam z tabliczek, które czytałem kiedyś jeżdżąc tymi środkami lokomocji:)))
karinadulas
22 listopada 2009, 21:20oby ci sie udało bo bardzo mnie ten pomysł interesuje
mirabilis1
22 listopada 2009, 20:22Przynajmniej nie gnuśniejesz tak jak ja. Ja w ramach kultury fizycznej powinnam się wysmagac ścierą po łydkch i pięścią po głowie, wsłuchując się w rezonans. Chyba mnie przekonasz do tych cudów na kijkach:)
haanyz
22 listopada 2009, 20:11a zadowolenie z siebie bezcenne, prawda? Buzka!