W tygodniu się trzymam. Albo z całej siły i z zaciśniętymi zębami albo samo łatwo i przyjemnie przychodzi. Trzymam się diety, mniej jem, mniej zasysam.... jakkolwiek to nazwać.
A potem przychodzi sobota. Leniwe wstawanie. Śniadanie jakoś samo ląduje w paszczy i w dodatku jakby go trochę więcej. Drugi posiłek też jakby wcześniej i większy.
Właśnie mnie na samą siebie wściekłość bierze. Mam już całe 128 kcali do przodu. A to dopiero południe.
A rano było tak pięknie. Mruczałam jak zadowolona kota na widok cyferek na szklanej wadze. Bo mikro-tendencja do mikro-spadku wciąż się utrzymuje.
Choć teraz może powinnam napisać - utrzymywała.... buuuuu
I jeszcze mam wnuczka przez łikend na głowie. I jak mu robię kolejną przekąskę, kanapkę, owocka .... - to sama też podjadam.
I jeszcze synek kończy dziś 25 lat. Albo pójdzie balować na całą noc albo wieczorem przyniesie tort i szampana. Nie wiem, czego nie chcieć.
calcjum
24 października 2009, 18:44Jolu to masz problem, ja nie mam pokus ale za to jestem jamochłonem stresowym i juz nic mi nie pomaga, wtedy każda motywacja "siada' i żaden środek zastępczy nie działa, chyba musze sie leczyć na głowe..heh
ninka1956
24 października 2009, 16:58Dzięki za miły komentarz, masz super wagę i muszę też brać z ciebie przykład. Pozdrawiam
bazyliada
24 października 2009, 13:29A tak poza tym... Wiesz, ja mam na odwrót - to znaczy mniejszy mam problem z weekendami, niż z resztą tygodnia. Może dlatego, że w reszcie tygodnia wstaję bardzo wcześnie, żeby dojechać do pracy przed korkami, i tak mi się dzień wydłuża... Poza tym w tygodniu mniej się ruszam, w weekend zawsze mam mnóstwo roboty w domu do nadgonienia, więc całe dwa dni się miotam ;) No tak, ale jeszcze nie mam wnuczka, a dzieciaki same zajmują się swoimi przekąskami, mąż też jest samowystarczalny, więc nie muszę ciężko walczyć z pokusą ;)
KORA20000
24 października 2009, 13:03a ja wiem, czego nie chceć, ale wiem, że bardzo chcę :)) cholerne weekendy! piszę to apropos tego, że zamiast 1 kawałka u kumpeli zjadłam 3 ###