Wykonywałam dzisiaj dwa całkiem różne rodzaje wysiłków. Nie wiem, który gorszy. Ale oba dające SATYSFAKCJĘ.
Pierwsze to służenie za tłumacza między programistą a właścicielem firmy, co chce mieć nową stronę.... kamienie lepiej gołymi dłońmi rozbijać. Ponad 3 godziny. Ufff. Zupełnie, jakby byli różnymi gatunkami człowieka.
Drugi to rower. Wreszcie dzisiaj pogoda znośna. Przejechałam niewiele, bo tylko 27 i pół kilometra.... no, ale tydzień ponad nie jeździłam. Pusto na ścieżkach rowerowych, jeżdżą tylko tacy kamikadze jak ja.
Zmarzły mi okropnie paluszki w zadnich łapkach.
Do założonego w tym roku dystansu brakuje mi jeszcze 353 km. Jeśli będzie tak zimno, mogę się nie wyrobić.
Pochłanianie pokarmu pod kontrola. Do wyjazdu na rower zassałam tylko 590 kcali. Teraz zajadam drugą miskę kapusty z grzybami i rodzynkami, bez zasmażki, bez tłuszczyku. Tylko rodzynki z tego dają jakieś znaczące kalorie.
Muszę dzisiaj wcześniej iść spać, jutro męczący, ganiany dzień. Bo będę :
i troskliwą synową z teściową u lekarza
i rowerzystką, mam nadzieję
i biznesłómen, bo mam obiecującą wizytę klienta
i babcią, bo mi synek zostawił swoje potomstwo na głowie
i tłumaczem między programistą a zamawiaczem usług
i matkąpolką, co się trzęsie nad wyjazdem córki.
A wieczorem, mam nadzieję, będę rozpustnicą. Bo mi chodzą takie różne pomysły po głowie.... heh, ale nie głowy dotyczą
ninka1956
20 października 2009, 17:41Dzięki za przyjęcie zaproszenia. Pozdrawiam, buziak
kitkatka
20 października 2009, 00:58chłop też cały rok jeździ do pracy na rowerze. Chyba, że już totalna zima to wtedy tyłek samochodem przewiezie. Oprócz tego trenuje kolarstwo szosowe w wolne dni więc temat rowerów jest mi bardzo bliski - szczególnie jak siedzę przy biurku bo szosówka stoi obok. Moja miłość do rowerów kończy się na zakupie do nich części i odkurzaniu obok i pod. Wolę tupanie. Ten wieczór brzmi intrygująco ale ja za leniwa jestem a pozatym mój chłoptyś chrapie już o 21 a ja jestem nocne zwierzę więc naokrągło się mijamy w tym łóżku. Pozdrówka i miłej zabawy.
joanna1966
19 października 2009, 22:46ostatni punkt twojego jutrzejszego programu jest szalenie interesujący:))) szkoda, że potraktowałaś go ledwie z buta...pozdrawiam:)
karinadulas
19 października 2009, 19:08szkoda ze nie mieszkasz blizej bo bym cie zapoznała z moim tata który na rowerze jezdzi całutki rok brrr nawet jak snieg spadnie, tylko czeka az troche z ulic popsprzataja i fruuu juz go nie ma tata ma 70 lat ze mna tez czasem jedzie ale maruda ze mnie bo ciagle mu marudze ze jedziemy tam gdzie nie ma górek a ze mieszkamy na górnym slasku to ciezkie facet ma ze mna zycie w wakacje byłam u przyjaciókli warszawie i bardzo mi sie podobało, drogi płaskie jak stól tu to ja bym mogła jezdzic ehhhh...rozmarzyłam sie...